sobota, 21 grudnia 2013

3. School time


Odcinek natchniony wiadomością o koncercie Avenged Sevenfold w Polsce. Doczekaliśmy się mordeczki! :)

 To już nasza tradycja. Nic nie mówimy. Wpatruję się w iskrzący płomień świecy, który co rusz szaleje pod wpływem uporczywego wiatru. Szczypią mnie policzki. Delikatnie przykładam do nich dłonie i czuję ciepło materiału. Myśl o tajemniczym chłopaku nie daje mi spokoju. Co więcej, lekko zawstydzam się na myśl o jego seksownym, aroganckim uśmiechu. Nie, tylko nie tutaj. Odrzucam tą wizję na znaczące westchnienie mamy. Ostatni raz poprawia kwiaty i mówi:
-Jedźmy już, wiatr jest przeraźliwie zimny.
Podążam za nią wąskimi alejkami. Pod bramą rozglądam się instynktownie, szukam kogoś w tłumie. Mój wzrok rozpaczliwie poszukuje Synystera Gatesa. Tylko dlaczego? I dlaczego jestem zawiedziona, kiedy odjeżdżam z parkingu nie znajdując go? „Blanca, co ty do cholery wyprawiasz?” ganię się w myślach.
-Starbucks? – słyszę głos mamy.
-Słucham? Aaa, kawa, no tak – delikatnie unoszę kąciki ust – Nasza kolejna tradycja.
-Jesteś jakaś roztargniona – mówi – martwię się o ciebie.
-Nie trzeba. To po prostu taki dzień.


Zamawiamy swoją ulubioną, dużą kawę z karmelem. Mama jak zwykle tego dnia jest dość małomówna i nieobecna. Nie wytrzymam dłużej w tym milczeniu.
-Powiedz mi – szepczę – Umrę z ciekawości!
-O Hanerze? – unosi jedną brew – Skarbie, wiesz przecież, że nie mogę. Po resztą, nie ma o czym opowiadać.
-Pewnie, że jest! Ciekawi mnie co takiego zrobił, że dostał się w twoje szpony – upijam łyk i patrzę na nią znacząco – a więc?
-Jesteś niemożliwa – wzdycha – No dobrze, ale zachowaj to dla siebie.
-Mówisz tak, jak gdybym miała tysiące koleżanek, którym mogę to opowiedzieć – marszczę czoło.
-Swoją drogą, mogłabyś się z kimś zaprzyjaźnić. To trochę dziwne, że dziewczyna z twoim wieku nie ma żadnych koleżanek, nie plotkuje, nie chodzi na imprezy…
Znów zaczyna! Muszę to przerwać, zanim się rozkręci i zacznie gadkę o aspołecznym zachowaniu.
-Haner mamo! Miałaś mi opowiedzieć o Hanerze.
-Nie sądzę, żeby ten chłopak był wart wspomnienia o nim chociaż jednego słowa, ale skoro tak nalegasz… - wzdycha. To takie irytujące! – A więc, co chcesz wiedzieć?
-Co przeskrobał?
-Bójki, rozboje, problemy w szkole – wylicza– a ostatnimi czasy kradzieże, dewastacje…
-Ouu, buntownik – krzywię się – Być może ma jakieś problemy w domu?
-To wykluczam, pochodzi z bardzo dobrej rodziny. Jego tata jest muzykiem, macocha bardzo porządną kobietą. To po prostu rozpieszczony dzieciak, któremu się wydaje, że wszystko mu wolno – rzuca z pogardą – Poza tym, towarzystwo wcale nie ułatwia mu wyjścia na prostą.
-Co masz na myśli?
-Czterech chłopców dokładnie takich samych jak on. Jeden zdążył już wylecieć z dwóch szkół.
-To okropne! – otwieram buzię ze zdziwienia – Pewnie są siebie warci – rzucam bez zastanowienia.
Tak łatwo kogoś osądzić, w ogóle go nie znając. Zazwyczaj tego nie robię, a wiec w ramach oczyszczenia swojego sumienia, dodaję:
-Nie skreślaj go. Skąd wiesz, może to dobry chłopak? – dopijam kawę, a mama milczy – Kiedy go spotkasz?
-W piątek, u nas w domu, bo biuro jest przecież w remoncie.
-Chcę go poznać.
Cholera! Jak zwykle mówię, a później myślę. Nie wiem dlaczego ten głupi pomysł ujrzał światło dzienne.
-Blanca…
-Nie – przerywam – Zapomnij. Nie było tematu.
Jeszcze przez kilka chwil mama patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami. Sprawia, że jest mi głupio, więc próbuję usprawiedliwiać się w myślach. Bezskutecznie.


-Nie patrz tak…- mamroczę – Tak mi się tylko wyrwało.
-Mam nadzieję – chwyta mnie za dłoń – Blanca, to nie jest towarzystwo dla ciebie. Być może on cię intryguje, ciekawi, ale to nie wszystko. Wiem, że jest ci ciężko, że bywasz samotna, ale przyjaciół nie można szukać na siłę. Oni po prostu się zjawiają i wiesz, że pasują do ciebie. Są tacy jak ty. A Brian Haner nie jest taki jak ty, ręczę za to.
Nie przerywam jej jak zazwyczaj, chociaż nie lubię tych przemów.
-Nie znasz go mamo… To oczywiście nie znaczy, że chcę się z nim zaprzyjaźnić – kiwam głową – Chciałabym po prostu wiedzieć, czy twoje osądy są słuszne – widzę jak już otwiera usta, żeby powiedzieć, że się mylę – Pamiętasz tatę?
Chowa wzrok, to łechce moje ego. Blanca wreszcie zagięła Izabelle. Kontynuuję:
-Tata chyba nie należał do grzecznych chłopców, hm? Garażowe granie, koncerty w spelunach, tatuaże, alkohol, a do tego wszystkiego taka dziewczyna jak ty. Myślę, że o to w tym wszystkim chodzi mamo. Że potrzebujemy ludzi zupełnie innych niż my, którzy będą nas uzupełniać i dawać nam coś wyjątkowego. Coś, czego my sami nie możemy odnaleźć.
Nic nie mówi. Patrzy. W końcu uśmiecha się promiennie.
-Mądra dziewczynka. Kocham cię, wiesz?
-Wiem mamo – mocniej ściskam jej dłoń – Wiem.


Nienawidzę poniedziałków. Szczególnie tych zimnych i dżdżystych już od samego rana. Nie mogę podnieść się z zagrzanego łóżka, więc jeszcze bardziej naciągam kołdrę na głowę. Może by tak zostać w domu? Albo iść do Central Parku czy do centrum handlowego? Świetny pomysł! Ale moment.. tutaj pojawia się dość bolesna refleksja – nie mam z kim. To żenujące, że nawet własna matka codziennie przypomina mi, że nie mam znajomych. Ok, wiem, jestem trochę aspołeczna. Albo nawet bardzo… ale co mam z tym zrobić? Nie lubię swoich szkolnych znajomych, z ich obnoszeniem się z bogactwem, przesadnym ubiorem i gadaniem o bzdurach. Są też jakieś groupie, kujony i punki. Czyli typowe liceum. Czasem wydaje mi się, że jedynym odpowiednim dla mnie rozwiązaniem byłoby nauczenie indywidualne…
Dobra, dosyć tego użalania się nad sobą. W końcu mamy taki piękny dzień… Niechętnie podnoszę się z łóżka. Zakładam ciepły sweter i jeansy. Nieźle leżą. Powiedziałabym nawet, że bardzo dobrze. Włosy jak zawsze pozostawiam w nieładzie. Opadają na ramiona. Zazwyczaj maluję się dosyć mocno, dzisiaj także. Prawdę mówiąc, jestem już gotowa do wyjścia. Zatrzymuję się w kuchni i wypijam szklankę świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego. Kolejny szkolny dzień, kolejna walka.



Na dziedzińcu jak zawsze panuje gwar i zamieszanie. Ja przemykam między jedną a drugą blondynką o lśniących oczach i nogach do nieba. Wpadam spóźniona na historię, a pan Baddly mierzy mnie wzrokiem. Ma około czterdziestu lat, blond włosy oraz niestylowy garnitur. Jak zwykle krzywi się na widok tatuażu, którego nie da się całkowicie ukryć. Nie powstrzymuję się też przed zgryźliwą uwagą:
-Panna Grey, mogłem się domyśleć.
Nie dyskutuję, chociaż mogłabym. Tutaj często muszę ugryźć się w język, żeby nie wybuchnąć. Siadam na swoim miejscu w końcu sali. I tak muszę przeżyć kolejne dwie godziny. Baddly przepytuje klasę z jakichś szczegółów, a oni dukają coś trzy po trzy. Przestaję słuchać i zupełnie się wyłączam. Dopiero dzwonek po drugiej godzinie wyrywa mnie ze snu.
-Grey, pozwól do mnie – mówi z werwą na jaką stać historyka.
Opieram się o biurko i już wiem, że ta sytuacja nie skończy się dobrze.
-Słucham?
-Ignorujesz moje lekcje. Być może historia cię nie interesuje – ścisza głos – Bardziej jednak martwi mnie to, że ignorujesz mnie.
O matko, o co mu chodzi? Chwyta mnie za rękę. Ma żar w oczach. Co to wszystko ma znaczyć?
-Nie rozumiem? – mówię ostrożnie. Przecież doskonale rozumiem.
-Czy nie myślałaś nigdy o korepetycjach z historii? – jego dłoń niebezpiecznie zmienia kierunek – Mogłabyś wpadać do mnie co jakiś czas, no wiesz…
Jestem w szoku! Wybiegam z sali w amoku, zupełnie nie patrząc przed siebie. I tu napotykam przeszkodę.
-Przepraszam – słyszę znajomy głos, kiedy z impetem wpadam w czyjąś klatkę piersiową.
-To ja przepraszam – mówię roztargniona i ze wstydem podnoszę wzrok – To ty…
-To ja – odpowiada Syn Gates i znów uśmiecha się arogancko – Coś się stało?
-Nie, to nic… to znaczy coś, ale … - ok, znów patrzy na mnie jak na idiotkę - Pójdę już.
-Zaczekaj – chwyta mnie za rękę, a jego kumple gapią się na nas – Naprawdę nic się nie stało?
-Nie.
-To długa przerwa, może zjesz z nami? – proponuje jeden z nich. Jest ubrany na czarno – jak każdy z nich. Ma przepiękne, zielone oczy i niski tembr głosu.
-Shadows… - o nie, Gates gani go spojrzeniem. To znak, że powinnam się już ulotnić.
-Może innym razem – odpowiadam i znikam. 


***



-Co to miało być? – pukam się w czoło i popycham Matta – Czy ciebie pojebało?
-Stary, o co ci chodzi? – Vengeance nas rozdziela i staje po jego stronie.
-No właśnie, zaproponowałem tylko lunch – Shadows zaczyna się śmiać, tak jak ma w zwyczaju, a mnie od razu zaczyna to drażnić.
-Poczekaj, zaraz uwierzę, że to było bez podtekstu – rzucam trochę ciszej, wszyscy się na nas gapią.
-Bri, nie denerwuj się księciuniu – Jimmy klepie mnie po plecach i trochę łagodzi sytuacje – Matt nie chciał cię urazić, prawda?
-No jasne, że nie – Shadows podaje mi rękę – Ale ta dziewczyna jest niezła! I leci na ciebie, a ty na nią.
-To nieprawda – szepczę, żeby jeszcze bardziej nie wybuchnąć – Nie potrzebna mi swatka.
-A ja myślę, że potrzebna. Syn, minął już jakiś czas. Jesteś młody, nie możesz zamykać się na życie – jak zwykle Seward staje w opozycji.
-Uważasz, że mam od tak zapomnieć o Joan tylko dlatego, że nie żyje? – wyrzucam z siebie ostro, a chłopaki się wzdrygają – Myślałem, że jesteśmy kumplami…
-Jesteśmy Brian. Właśnie dlatego chcemy ci pomóc. Nie możesz wiecznie zamykać się w sobie i …
-Nie mogę tego słuchać Matt. Jesteś moim kumplem?
-Przecież wiesz.
-Więc daj sobie spokój, ok.? Nie wracajmy do tego – mówię już nieco łagodniej.
Ale oni mają rację. Ta dziewczyna ma coś w sobie… Jest taka tajemnicza, dziwna. Jednak pojawia się w mojej głowie tylko na sekundy, między jednym a drugim wspomnieniem o Joan. Nic nie poradzę na to, że cały czas ją kocham. Jak wariat. Kochałem przecież pierwszy raz w życiu, jak można po prostu o tym zapomnieć? Może i chłopaki chcą dobrze, ale ta cała Grey? Cholera, wystarczy mi już jej matka jako kurator.  Ale gdyby się tak zastanowić, małą Blance można wykorzystać. Spróbować się zabawić. Jak za dawnych lat…

Szykuj się Grey, wszystkim opadną szczęki. A szczególnie mamusi.

5 komentarzy:

  1. WOW.
    pisałam już, że kocham twoją narrację? KOCHAM! błagam, pisz tak do końca, bo pasuje idealnie! no i intrygująca fabuła! zboczony historyk, rozkojarzona Blanca, Matt taki kochany! ;3

    ale jak przeczytałam, że była Briana nazywała się Joan to kącik ust mi się podniósł. Małpa musi się wszędzie wcisnąć, nie? ;>

    KONCERT! mam nadzieję, że jedziesz? ;3

    with BIG love,
    z.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. DZIĘKUJĘ! ;*
    Nasza małpka wniosła pewien pomysł do opowiadania, więc jak najbardziej zasłużyła na umieszczenie :)
    Oczywiście, że jadę! Widzimy się, Inner Barrier jest nasze :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Yess, yess, yeeeees! Odcineczek, Inner Barrier i best day ever! Jeszcze lepszy to tylko 4 czerwca! Rany podoba mi się to opowiadanie! Rzucaj szkołę i pisz, bo jest cudowne! Ja codziennie sprawdzam, czy coś jest i smuteczek taki :( Oooo Blanca o Brianie myśli... Będzie się działo! Brian niby taki rozrabiaka a swoje też już w życiu stracił. Ja czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć misiaku, pewnie myślisz, że zapomniałam znowu dodać komcia a tu suprise :D na fb Ci już napisałam jak wielką miłoscią darzę to opowiadanie ! Chyba będzie moim ulubionym :3 nie no, ok, nie umiem wybrać xd czekam na rozwój sytuacji xd
    Tak bardzo się cieszę, że jedziemy na koncert ! KASIA, JEDZIEMY ! dobra, bez "zbędnych" krzyków xd
    Już Ci powiedziałam, że Syn to tutaj niezły sukinSYNek xd ale pewnie się nawróci, chyba, ze jednak mnie zaskoczysz :> zero cukierkowości :> bo YOLO XD zakochałam się w Blance, ok.
    czekam na kolejny odcinek złotko, mam nadzieję, że przez święta i wolne dni pojawi się CHOCIAŻ jeszcze jeden :3
    Twoja Ola :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Pojawił się Shadows! Mam nadzieję na jakiś większy wątek z tą postacią, zawsze go mało. I co też ten Haner kombinuje?

    Swoją drogą, bilety też dziś do mnie dotarł. Inner Barier rzecz jasna, więc może się do Was wbiję :)

    OdpowiedzUsuń