Dobry wieczór! Kochane, chciałam Was przeprosić za swoją nieobecność, niestety, odcinki nie będą u mnie regularne. Musicie mi wybaczyć. Chcę też powiedzieć, że czytam wasze opowiadania na bieżąco, jednak nie zawsze mam czas skomentować. Nie zmienia to faktu, że uwielbiam każde z nich!
Witam nowe czytelniczki, mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej ;)
A nowy wygląd bloga i szablon to sprawka Anieli. Dziękuję Ci, naprawdę jesteś aniołem, że chciało Ci się włożyć w to swoją pracę i czas ;*
Miłego wieczoru kochani!
Witam nowe czytelniczki, mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej ;)
A nowy wygląd bloga i szablon to sprawka Anieli. Dziękuję Ci, naprawdę jesteś aniołem, że chciało Ci się włożyć w to swoją pracę i czas ;*
Miłego wieczoru kochani!
Cała szóstka patrzy
na mnie z lekko kpiącym wyrazem twarzy. Oznacza to, że znów się wygłupiłam.
Powinnam się do tego przyzwyczaić. Czuję, że moja buzia nabiera purpurowego
koloru, a po skroni dryfuje kropla okropnego zażenowania.
- Pakujcie sprzęt – Shadows przerywa przeraźliwą cisze. Wybawco! Może zajmą się czymś innym niż wpatrywaniem we mnie.
Chłopaki niespiesznie kręcą się po kątach, zbierają kable, pakują instrumenty. Christ jest najbardziej zaangażowanym członkiem zespołu. Już na pierwszy rzut oka widać, że reszta zwyczajnie go wykorzystuje. Ten mały gnom uwija się jak mrówka i przez pięć minut zrobił więcej niż Gates w ciągu dwudziestu.
- Blanca, my pojedziemy pierwsze. Nie zapakujemy się przecież do jednego auta – mówi Jasmine i lekko popycha mnie w kierunku drzwi.
- Ok. – tylko tyle mogę powiedzieć, skoro i tak nie rozumiem całej tej sytuacji.
Obok nas pojawia się Gates i z impetem odsuwa ciężkie garażowe drzwi. Nasze spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy. Pospiesznie odwracam wzrok i szybkim krokiem podążam za Jas. Nerwowo otwiera drzwi starego rzęcha i wręcz wskakuję na siedzenie kierowcy. Nie rozumiem skąd ten cały pośpiech.
- Hej! – dobiega nas głos Syna – Uważajcie na siebie.
Nie wiedziałam co oznaczają jego słowa, póki Jasmine nie przekręciła kluczyków w stacyjce. Samochód ruszył gwałtownie i zostawił za sobą siwy dym. Z głośników popłynęły agresywne riffy „Enter Sandman”, kiedy samochód znów niebezpiecznie przyspieszył. Nie wiedziałam, że ten grat może osiągnąć taką prędkość! Jasmine z niesamowitą pewnością manewruje i bierze ostre zakręty na wąskich uliczkach. Nie znam tych dróg. Jeśli Stany Zjednoczone gdzieś się kończą, tutaj jest właśnie ich kres. Prędkość wręcz wbija mnie w siedzenie, a włosy latają we wszystkie strony, wpadają do oczu i ust tak, że nie nadążam ich okiełznać. Wspomniałam, że ten samochód nie ma szyb?
- Wyluzuj – pirat drogowy śmieje się pod nosem – Nie popełniamy żadnego przestępstwa.
A to mi nowość! Jakby czytała w moich myślach. Naprawdę boję się, co wymyślili tym razem. Z nimi wszystko jest możliwe…
Zatrzymujemy się na jakiejś starej stacji benzynowej daleko za miastem. Kiedy Jas otwiera drzwi od strony kierowcy, moje również stają otworem. Pospiesznie wysiadamy i kierujemy się do wejścia, nad którym startym już, niewyraźnym drukiem jest napisane „otwarte”. Miejsce wygląda na opuszczone. Jawi mi się przed oczami bardzo brzydki obrazek. Poobdzierane ściany i obskurny wystrój wnętrza. Gdzieniegdzie leżą wywrócone krzesła. Całe pomieszczenie jest zadymione i mimo mrozu na dworze jest w nim okropnie duszno. Jasmine opiera się o ladę, za którą znikąd pojawia się starsza, czarnoskóra, cała wytatuowana kobieta.
- To co zawsze? – pyta, a ja czuję, że serce podchodzi mi do gardła. Nie mówcie mi tylko, że to jakaś dilerka? Moja towarzyska twierdząco kiwa głową. Ekspedientka znika za zasłoną z koralików, by za chwilę wrócić z kratą piwa. Mimo wszystko oddycham z ulgą.
- Co tak stoisz Blanca? Pomóż mi! – Jasmine szturcha mnie w bok. Pakujemy zakup na tylne siedzenie i znów ruszamy w podróż, chociaż zupełnie nie wiem dokąd. Po godzinie jesteśmy na miejscu. Ale co to za miejsce?
- Pakujcie sprzęt – Shadows przerywa przeraźliwą cisze. Wybawco! Może zajmą się czymś innym niż wpatrywaniem we mnie.
Chłopaki niespiesznie kręcą się po kątach, zbierają kable, pakują instrumenty. Christ jest najbardziej zaangażowanym członkiem zespołu. Już na pierwszy rzut oka widać, że reszta zwyczajnie go wykorzystuje. Ten mały gnom uwija się jak mrówka i przez pięć minut zrobił więcej niż Gates w ciągu dwudziestu.
- Blanca, my pojedziemy pierwsze. Nie zapakujemy się przecież do jednego auta – mówi Jasmine i lekko popycha mnie w kierunku drzwi.
- Ok. – tylko tyle mogę powiedzieć, skoro i tak nie rozumiem całej tej sytuacji.
Obok nas pojawia się Gates i z impetem odsuwa ciężkie garażowe drzwi. Nasze spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy. Pospiesznie odwracam wzrok i szybkim krokiem podążam za Jas. Nerwowo otwiera drzwi starego rzęcha i wręcz wskakuję na siedzenie kierowcy. Nie rozumiem skąd ten cały pośpiech.
- Hej! – dobiega nas głos Syna – Uważajcie na siebie.
Nie wiedziałam co oznaczają jego słowa, póki Jasmine nie przekręciła kluczyków w stacyjce. Samochód ruszył gwałtownie i zostawił za sobą siwy dym. Z głośników popłynęły agresywne riffy „Enter Sandman”, kiedy samochód znów niebezpiecznie przyspieszył. Nie wiedziałam, że ten grat może osiągnąć taką prędkość! Jasmine z niesamowitą pewnością manewruje i bierze ostre zakręty na wąskich uliczkach. Nie znam tych dróg. Jeśli Stany Zjednoczone gdzieś się kończą, tutaj jest właśnie ich kres. Prędkość wręcz wbija mnie w siedzenie, a włosy latają we wszystkie strony, wpadają do oczu i ust tak, że nie nadążam ich okiełznać. Wspomniałam, że ten samochód nie ma szyb?
- Wyluzuj – pirat drogowy śmieje się pod nosem – Nie popełniamy żadnego przestępstwa.
A to mi nowość! Jakby czytała w moich myślach. Naprawdę boję się, co wymyślili tym razem. Z nimi wszystko jest możliwe…
Zatrzymujemy się na jakiejś starej stacji benzynowej daleko za miastem. Kiedy Jas otwiera drzwi od strony kierowcy, moje również stają otworem. Pospiesznie wysiadamy i kierujemy się do wejścia, nad którym startym już, niewyraźnym drukiem jest napisane „otwarte”. Miejsce wygląda na opuszczone. Jawi mi się przed oczami bardzo brzydki obrazek. Poobdzierane ściany i obskurny wystrój wnętrza. Gdzieniegdzie leżą wywrócone krzesła. Całe pomieszczenie jest zadymione i mimo mrozu na dworze jest w nim okropnie duszno. Jasmine opiera się o ladę, za którą znikąd pojawia się starsza, czarnoskóra, cała wytatuowana kobieta.
- To co zawsze? – pyta, a ja czuję, że serce podchodzi mi do gardła. Nie mówcie mi tylko, że to jakaś dilerka? Moja towarzyska twierdząco kiwa głową. Ekspedientka znika za zasłoną z koralików, by za chwilę wrócić z kratą piwa. Mimo wszystko oddycham z ulgą.
- Co tak stoisz Blanca? Pomóż mi! – Jasmine szturcha mnie w bok. Pakujemy zakup na tylne siedzenie i znów ruszamy w podróż, chociaż zupełnie nie wiem dokąd. Po godzinie jesteśmy na miejscu. Ale co to za miejsce?
***
Zapakowaliśmy się do
auta i czekaliśmy na tego idiotę. Wendt zawsze się spóźnia. Ma zupełnie
wyjabane na cały ten zespół i na nas. Jeżeli nic się nie zmieni, będziemy musieli
przeprowadzić z nim niemiłą rozmowę. I jeszcze Christ. Stoi na podjeździe, taki
biedny i smutny. Załadował cały nasz sprzęt, a teraz macha żałośnie. A co tam,
niech stracę.
- Hej Johnny – drę się przez okno – Wsiadasz czy nie?
Gdybyście widzieli radość w jego oczach. To jakby rzucić pieskowi piłeczkę. Chłopaki patrzą na mnie pytająco, ale nie przejmuję się nimi. Niech jedzie, przynajmniej pomoże nam przy rozłożeniu sprzętu. Shadows prowadzi, a więc na miejsce docieramy godzinę później. Straszne zadupie, ale każdy jakoś zaczynał, nie?
Dziewczyny czekają na nas przed wejściem. Grey jest wyraźnie zagubiona. Jakie to urocze. Nie chciałbym jednak, żeby się spłoszyła. W końcu nie taki jest plan.
- W aucie – mówi Jas i wskazuję na swojego grata. Potem rusza, jak zwykle pewna siebie i znika za drzwiami klubu. Rev cieszy się jak dziecko i wyjmuję z jej samochodu kratę piw.
- Za mną panowie! – daje znak, na który wszyscy reagują żwawą.
Tylko Grey stoi przy wejściu z miną zbitego psa. Opieram się o ścianę tuż obok niej i wyjmuję z kieszeni paczkę papierosów. Częstuję ją. Ha! Bez wahania bierze jednego.
- Wiedziałem, że powoli uda mi się wyciągnąć z ciebie to, co najgorsze – śmieję się, ale ona pozostaje niewzruszona.
- Jeśli uważasz, że to jest najgorsze, to jeszcze mnie nie znasz – warczy.
- Masz rację – odpadam najpierw jej, później swój – nie znam. To nie znaczy, że nie chcę poznać.
Jej pewność siebie znika. Znów wygląda na zmieszaną.
- To nie jest takie proste jak może ci się wydawać – przybiera zawadiacki wyraz twarzy – Myślisz, że potrafisz czytać z ludzi jak z kartki? Że wszystko jest takie oczywiste? Myślę, że problem leży w tym, że wszystkich mierzysz swoją miarą.
Czuję, jakby dała mi w twarz! W tym momencie chyba zamieniliśmy się miejscami. Teraz to ona stoi twardo na nogach, a ja zupełnie nie wiem co powiedzieć. O co jej w ogóle chodzi?
- Nie możesz zrobić ze mnie „niegrzecznej dziewczynki – kontynuuje – Jestem nią.
- Wiem, że nią jesteś, inaczej nawet bym nie próbował. Ale postawiłem sobie cel – mówię i wychwytuję, że delikatnie trzęsą jej się dłonie – Uwolnię ją w tobie.
- Hej Johnny – drę się przez okno – Wsiadasz czy nie?
Gdybyście widzieli radość w jego oczach. To jakby rzucić pieskowi piłeczkę. Chłopaki patrzą na mnie pytająco, ale nie przejmuję się nimi. Niech jedzie, przynajmniej pomoże nam przy rozłożeniu sprzętu. Shadows prowadzi, a więc na miejsce docieramy godzinę później. Straszne zadupie, ale każdy jakoś zaczynał, nie?
Dziewczyny czekają na nas przed wejściem. Grey jest wyraźnie zagubiona. Jakie to urocze. Nie chciałbym jednak, żeby się spłoszyła. W końcu nie taki jest plan.
- W aucie – mówi Jas i wskazuję na swojego grata. Potem rusza, jak zwykle pewna siebie i znika za drzwiami klubu. Rev cieszy się jak dziecko i wyjmuję z jej samochodu kratę piw.
- Za mną panowie! – daje znak, na który wszyscy reagują żwawą.
Tylko Grey stoi przy wejściu z miną zbitego psa. Opieram się o ścianę tuż obok niej i wyjmuję z kieszeni paczkę papierosów. Częstuję ją. Ha! Bez wahania bierze jednego.
- Wiedziałem, że powoli uda mi się wyciągnąć z ciebie to, co najgorsze – śmieję się, ale ona pozostaje niewzruszona.
- Jeśli uważasz, że to jest najgorsze, to jeszcze mnie nie znasz – warczy.
- Masz rację – odpadam najpierw jej, później swój – nie znam. To nie znaczy, że nie chcę poznać.
Jej pewność siebie znika. Znów wygląda na zmieszaną.
- To nie jest takie proste jak może ci się wydawać – przybiera zawadiacki wyraz twarzy – Myślisz, że potrafisz czytać z ludzi jak z kartki? Że wszystko jest takie oczywiste? Myślę, że problem leży w tym, że wszystkich mierzysz swoją miarą.
Czuję, jakby dała mi w twarz! W tym momencie chyba zamieniliśmy się miejscami. Teraz to ona stoi twardo na nogach, a ja zupełnie nie wiem co powiedzieć. O co jej w ogóle chodzi?
- Nie możesz zrobić ze mnie „niegrzecznej dziewczynki – kontynuuje – Jestem nią.
- Wiem, że nią jesteś, inaczej nawet bym nie próbował. Ale postawiłem sobie cel – mówię i wychwytuję, że delikatnie trzęsą jej się dłonie – Uwolnię ją w tobie.
Patrzę na nią z góry. Nawet nie wie, że ułatwia mi zadanie.
Jest taka, jak każda dziewczyna. Chce mi udowodnić, że się mylę. Co one z tym
mają? Myślą, że zawsze mają racje. Jakie to niemądre wpadać w paszcze bestii…
***
Nie wiem dlaczego to
wszystko powiedziałam. Chyba po prostu dałam upust swojej złości. Nie mam
pojęcia o co w tym wszystkim chodzi i to irytuje mnie najbardziej. Najpierw
każą mi kraść, później jestem zmuszona uciekać przed policją, następnie
opuszczam szkołę, a teraz? Jestem jakieś 50 mil za miastem, zdana tylko na bandę świrów,
których zupełnie nie znam. Ale nie złamię się.
- Chodź – mówi i mija mnie obojętnie. O nie, nie tego przecież chciałam.
Stawiam małe kroczki. Nie zwracam uwagi na to, gdzie się znajdujemy. Patrzę tylko na oddalające się coraz bardziej plecy Gatesa. Na scenie już zainstalowały się wzmacniacze. W całym pomieszczeniu panuje ciemność, a więc ja – niezdara – plątam się w kablach, a moja twarz prawie wita się z podłogą. Prawie. Podtrzymuje mnie jednak czyjeś wątle ramie.
- Uważaj – poznaję krzykliwy głos Christa.
- Dzięki. Gdzie reszta? – pytam.
- Pewnie piją – śmieje się, a później wzdycha ciężko.
- Sam rozkładasz to wszystko? – sadowię się na jednym z pieców i podciągam kolana do brody.
- To nic takiego – macha ręką – Biegnij do nich. Gates pewnie opowiada jak zawładnie dzisiaj sceną.
- Chcę pobyć z tobą – protestuję, a on uśmiecha się tak przyjaźnie – A więc to wasz koncert, tak?
- Koncert chłopaków. Często tu grają. Wiesz, mają ogromną determinacje, muszą osiągnąć sukces.
- To ty nie jesteś basistą w Avenged Sevenfold? – ok, teraz to już naprawdę jestem zdezorientowana. Na początku myślałam, że odwala za nich brudną robotę, bo jest najmłodszy i chce im zaimponować, ale to? Cholera, nie wzięli go do zespołu?
- Nie, to nie moja liga – zauważam fałszywy uśmiech – Po prostu im pomagam.
- Co jest? – Shadows wygląda z backstage’u – Chodźcie się napić, później to dokończymy.
- Chodź – mówi i mija mnie obojętnie. O nie, nie tego przecież chciałam.
Stawiam małe kroczki. Nie zwracam uwagi na to, gdzie się znajdujemy. Patrzę tylko na oddalające się coraz bardziej plecy Gatesa. Na scenie już zainstalowały się wzmacniacze. W całym pomieszczeniu panuje ciemność, a więc ja – niezdara – plątam się w kablach, a moja twarz prawie wita się z podłogą. Prawie. Podtrzymuje mnie jednak czyjeś wątle ramie.
- Uważaj – poznaję krzykliwy głos Christa.
- Dzięki. Gdzie reszta? – pytam.
- Pewnie piją – śmieje się, a później wzdycha ciężko.
- Sam rozkładasz to wszystko? – sadowię się na jednym z pieców i podciągam kolana do brody.
- To nic takiego – macha ręką – Biegnij do nich. Gates pewnie opowiada jak zawładnie dzisiaj sceną.
- Chcę pobyć z tobą – protestuję, a on uśmiecha się tak przyjaźnie – A więc to wasz koncert, tak?
- Koncert chłopaków. Często tu grają. Wiesz, mają ogromną determinacje, muszą osiągnąć sukces.
- To ty nie jesteś basistą w Avenged Sevenfold? – ok, teraz to już naprawdę jestem zdezorientowana. Na początku myślałam, że odwala za nich brudną robotę, bo jest najmłodszy i chce im zaimponować, ale to? Cholera, nie wzięli go do zespołu?
- Nie, to nie moja liga – zauważam fałszywy uśmiech – Po prostu im pomagam.
- Co jest? – Shadows wygląda z backstage’u – Chodźcie się napić, później to dokończymy.
- Idziemy zapalić? – proponuję Jasmine i wyrywa tym Syna z jego własnego świata.
- Jasne królewno – nuci Rev i wybiega przez tylne wyjście. Reszta za nim, chociaż nastrój mają zdecydowanie gorszy. Co rusz patrzą na zegarki i mocno zaciągają się jednym papierosem za drugim. Sama zerknęłam. 18.30, czyli pół godziny do koncertu. Może zachowują się tak przez stres?
Wracamy do klubu bez słowa. Nagle chłopaki ożywiają się w bardzo dziwny sposób. Krzyczą coś między sobą i patrzą na scenę. Nawet ja zauważam podpiętą gitarę basową. Wcześniej jej tutaj nie było…
- Trzymajcie mnie, bo go zabiję! – wrzeszczy Vengeance i wyrywa się chłopakom.
- Stary, uspokój się, bo… - Rev nie dokańcza, a naprzeciw nas pojawia się nieznany mi chłopak. Nie dość, że trzyma butelkę z piwem, to wygląda na konkretnie wczorajszego.
- Czy ciebie pojebało?! – Gates rzuca się do niego z łapami, ale Shadows skutecznie odciąga go na bok – Za pół godziny koncert! Siedzimy tu od ósmej rano, rozkładamy twój pieprzony sprzęt, a ty nie dość, że nie pojawiasz się na próbie, to przyjeżdżasz, kiedy schodzą się już ludzie!
- Mogę to wyjaśnić – arogancko wzrusza ramionami. Widzę, że robi się niebezpiecznie. Christ kiwa głową, żebym podeszła do niego i lekko obejmuje mnie ramieniem.
- Nie martw się, to normalne – mówi po cichu – zawsze jest tak samo…
Znów skupiam się na zdarzeniach z linii ognia. Między nieznajomym basistą a Gatesem staje Rev. Kiedy chcę jakoś ich rozdzielić, zostaje z impetem uderzony w twarz precyzyjnym, prawym sierpowym.
- Tego to już za wiele! – Gates łapię go za fraki i popycha z ogromną siłą.
- Dosyć! – wrzeszczy Shadows. Następuję grobowa cisza. Aż dostaję gęsiej skórki! Shads zdecydowanie jest tu liderem. Podchodzi do tego nowego, podaję mu rękę i tym sposobem podnosi z podłogi – Proszę, wróć na scenę… – mówi. Wszyscy patrzą na niego z ogromnym wyrzutem, jednak za chwilę dodaje – …żeby zabrać swoje graty. Spieprzaj i nigdy się nam nie pokazuj.
Tak też się dzieje. Patrzymy na znikającego przegranego i Shadowsa, który sprawnie opatruje Reva.
- Nie stój tak Johnny – mówi chrypliwym głosem – Podpinaj swój bas!