Dla moich najwierniejszych czytelniczek, buziaki! :*
CZĘŚĆ DRUGA
czerwiec, 2001
Kropelki potu
drylują po mojej szyi, wzdłuż klatki piersiowej, obierając nowy kierunek przy
starciu
z żebrami. Jest czerwiec, iście duszny, parny poranek. Szorstka, biała pościel przykleiła się do mojego ciała, co sprawia, że cała płonę. Leniwie przecieram oczy, przewracam się na bok. Mój mężczyzna leży obok, śpi spokojnie, a smuga światła ledwo przedzierająca się przez niewielkie okno w hostelu oświetla jego przepiękny profil. Właściwie to nie wiem, czy mogę go tak nazwać...
Minęło półtora roku odkąd wyrwaliśmy się z Huntington Beach. Od tej pory tylko raz byliśmy w domu. Dużo się zmieniło. Avenged Sevenfold to już nieco bardziej znany zespół, teraz to my dostajemy propozycje koncertów, nagrań, współpracy. Ekipa się rozrosła, do Davida i Borisa dołączyła młoda ekipa technicznych, dźwiękowiec, scenograf i dziewczyna, która robi zdjęcia i dokumentuje każdy koncert. Ja
i Jas zajmujemy się… wszystkim po trochu, sprzedajemy koszulki, gadżety, rozwieszamy plakaty, pomagamy Larremu
i chłopakom. A oprócz tego po prostu fajnie bawimy się w trasie. To zupełnie inne życie… Zerkam na zegarek, wskazuje szóstą rano. Powinniśmy za chwilę wstać, wypić kawę, zapalić papierosa, a potem ruszyć na próbę. I tak codziennie. Lekko zeskakuję ze skrzypiącego łóżka i krzywię się na myśl, że obudzę Briana, ale on tylko obrócił się plecami, wymamrotał coś pod nosem i znów zasnął. Zabieram z krzesełka jego duży t-shirt z nadrukiem i wciągam na nagie ciało. Wyglądam przez okno, Rev i Zacky już palą na ławce przed hostelem.
- Hej, wy! – wychylam się i ganię ich spojrzeniem – Ładnie to tak, beze mnie?
- Dawaj na dół mała!
Zostawiam Gatesowi przelotny pocałunek.
- Co jest? – przytrzymuje moją dłoń – która godzina.
- Najwyższa pora, żebyś podniósł się z łóżka królewiczu.
z żebrami. Jest czerwiec, iście duszny, parny poranek. Szorstka, biała pościel przykleiła się do mojego ciała, co sprawia, że cała płonę. Leniwie przecieram oczy, przewracam się na bok. Mój mężczyzna leży obok, śpi spokojnie, a smuga światła ledwo przedzierająca się przez niewielkie okno w hostelu oświetla jego przepiękny profil. Właściwie to nie wiem, czy mogę go tak nazwać...
Minęło półtora roku odkąd wyrwaliśmy się z Huntington Beach. Od tej pory tylko raz byliśmy w domu. Dużo się zmieniło. Avenged Sevenfold to już nieco bardziej znany zespół, teraz to my dostajemy propozycje koncertów, nagrań, współpracy. Ekipa się rozrosła, do Davida i Borisa dołączyła młoda ekipa technicznych, dźwiękowiec, scenograf i dziewczyna, która robi zdjęcia i dokumentuje każdy koncert. Ja
i Jas zajmujemy się… wszystkim po trochu, sprzedajemy koszulki, gadżety, rozwieszamy plakaty, pomagamy Larremu
i chłopakom. A oprócz tego po prostu fajnie bawimy się w trasie. To zupełnie inne życie… Zerkam na zegarek, wskazuje szóstą rano. Powinniśmy za chwilę wstać, wypić kawę, zapalić papierosa, a potem ruszyć na próbę. I tak codziennie. Lekko zeskakuję ze skrzypiącego łóżka i krzywię się na myśl, że obudzę Briana, ale on tylko obrócił się plecami, wymamrotał coś pod nosem i znów zasnął. Zabieram z krzesełka jego duży t-shirt z nadrukiem i wciągam na nagie ciało. Wyglądam przez okno, Rev i Zacky już palą na ławce przed hostelem.
- Hej, wy! – wychylam się i ganię ich spojrzeniem – Ładnie to tak, beze mnie?
- Dawaj na dół mała!
Zostawiam Gatesowi przelotny pocałunek.
- Co jest? – przytrzymuje moją dłoń – która godzina.
- Najwyższa pora, żebyś podniósł się z łóżka królewiczu.
Ale gorąc, zaraz się roztopię. Gdybym mógł to
cały dzień spędziłbym w łóżku z Blancą, przytulając się, całując i zabawiając. Aż
mnie mdli jak pomyślę, że muszę wyjść na ten żar
i zapieprzać cały dzień przy rozkładaniu sprzętu, rozwijaniu kabli. Dobrze, że teraz mamy trochę więcej ludzi do pomocy, sami nie dalibyśmy rady. Nie jesteśmy jeszcze profesjonalistami, ale idzie nam coraz lepiej. Kasę inwestujemy w sprzęt, studio na nagrywki. Naprawdę wszyscy mocno się staramy, by wynieść Avenged Sevenfold na wyżyny. Przeciągam się leniwie i kieruję do łazienki, gdzie wylewem na głowę strumień zimnej wody. Od razu lepiej.
- Gates, jak zwykle ostatni! – Matt klepie mnie po ramionach, gdy stawiam się przed przyczepką ze sprzętem.
- Stary, zapakowaliśmy wszystko bez ciebie, następnym razem sam będziesz gnił na słońcu i harował przy gratach – Vangeance daje mi kuksańca w bok – Palisz?
- Jasne. Sory chłopaki, moja wina – przyznaję – Maleńka bezpieczna?
- Jeśli mówisz o małej Grey, to tak – Rev szczery się i obejmuje w pół Blance – A jeśli
o gitarze, to za karę wrzuciliśmy ją na sam spód, bez pokrowca!
- Po pierwsze, łapy przy sobie księciuniu – udaje poważny ton i odpycham go od Grey – Ona jest moja.
A jeśli na wiośle będzie chociaż jedna ryska to dostanie wam się, nie żartuję!
- Zadbałam by nic jej się nie stało Bri – Blanca staje na palcach, by dać mi całusa, a za plecami słyszę sarkastyczne „oooo, jak słodko”.
- Wal się Christ, bo już nigdy nie zagrasz na tym czymś, co nawet nie jest prawdziwą gitarą – śmieje się
i wskazuję na jego bass – Cztery struny, serio…
- Dobra, koniec tego panowie! – Larry wkracza w akcje i ucina nasze bolączki – Jeśli skończyliście się dochodzić jak jakieś baby to możemy już jechać na próbę.
i zapieprzać cały dzień przy rozkładaniu sprzętu, rozwijaniu kabli. Dobrze, że teraz mamy trochę więcej ludzi do pomocy, sami nie dalibyśmy rady. Nie jesteśmy jeszcze profesjonalistami, ale idzie nam coraz lepiej. Kasę inwestujemy w sprzęt, studio na nagrywki. Naprawdę wszyscy mocno się staramy, by wynieść Avenged Sevenfold na wyżyny. Przeciągam się leniwie i kieruję do łazienki, gdzie wylewem na głowę strumień zimnej wody. Od razu lepiej.
- Gates, jak zwykle ostatni! – Matt klepie mnie po ramionach, gdy stawiam się przed przyczepką ze sprzętem.
- Stary, zapakowaliśmy wszystko bez ciebie, następnym razem sam będziesz gnił na słońcu i harował przy gratach – Vangeance daje mi kuksańca w bok – Palisz?
- Jasne. Sory chłopaki, moja wina – przyznaję – Maleńka bezpieczna?
- Jeśli mówisz o małej Grey, to tak – Rev szczery się i obejmuje w pół Blance – A jeśli
o gitarze, to za karę wrzuciliśmy ją na sam spód, bez pokrowca!
- Po pierwsze, łapy przy sobie księciuniu – udaje poważny ton i odpycham go od Grey – Ona jest moja.
A jeśli na wiośle będzie chociaż jedna ryska to dostanie wam się, nie żartuję!
- Zadbałam by nic jej się nie stało Bri – Blanca staje na palcach, by dać mi całusa, a za plecami słyszę sarkastyczne „oooo, jak słodko”.
- Wal się Christ, bo już nigdy nie zagrasz na tym czymś, co nawet nie jest prawdziwą gitarą – śmieje się
i wskazuję na jego bass – Cztery struny, serio…
- Dobra, koniec tego panowie! – Larry wkracza w akcje i ucina nasze bolączki – Jeśli skończyliście się dochodzić jak jakieś baby to możemy już jechać na próbę.
Jesteśmy w stolicy Iowa, Des Moines. Jest dziesiąta, więc
nikt specjalnie nie pali się do pracy.
Do wieczora mamy dużo czasu. Jas rozpakowuje pudła z koszulkami, które zamówiliśmy za ostatnią kasę
z ostatniego koncertu. Mam nadzieję, że się sprzedadzą, wtedy będziemy mogli kupić następne. Błędne koło. Marzę, byśmy kiedyś stale wychodzili na plus, ale jeszcze wiele pracy przed nami. Chłopaki kręcą się wokół sceny, nie jest spektakularna, ale lepsza taka niż żadna. David montuje coś przy bębnach, jak zwykle przeklina pod nosem, kiedy werbel nie brzmi tak jak powinien.
Do wieczora mamy dużo czasu. Jas rozpakowuje pudła z koszulkami, które zamówiliśmy za ostatnią kasę
z ostatniego koncertu. Mam nadzieję, że się sprzedadzą, wtedy będziemy mogli kupić następne. Błędne koło. Marzę, byśmy kiedyś stale wychodzili na plus, ale jeszcze wiele pracy przed nami. Chłopaki kręcą się wokół sceny, nie jest spektakularna, ale lepsza taka niż żadna. David montuje coś przy bębnach, jak zwykle przeklina pod nosem, kiedy werbel nie brzmi tak jak powinien.
- Nie widziałaś Borisa? – Zacky nerwowo przestępuje z nogi
na nogę i rozgląda się dookoła – Spaliły się jakiejś przewody, piece nawalają i
nikt nie może sobie z tym poradzić.
- Nasza złota rączka zniknęła? – faktycznie, jeśli by się tak zastanowić, to nie widziałam go już od ponad godziny.
- Nasza złota rączka zniknęła? – faktycznie, jeśli by się tak zastanowić, to nie widziałam go już od ponad godziny.
- Poszukasz go mała? – Gates daje mi klapsa i uśmiecha się
cwaniacko – Bez niego i tak nie ma żadnej roboty, nie możemy ruszyć z miejsca.
- Nie ma sprawy.
Oddalam się nieco od pleneru, gdzie ma odbyć się wieczorny koncert. Słońce mocno wypieka mi policzki, co w połączeniu z jasną karnacją, będzie skutkowała okrutnymi piegami na całej buzi. Wkładam okulary przeciwsłoneczne i rozglądam się dookoła. Nieopodal dostrzegam betonowe boisko, a nim męską sylwetkę. Mężczyzna bawi się piłką do kosza, robi z nią dosłownie cuda. Obraca się, trafia z rozbiegu, z połowy boiska, z zamkniętymi oczami. Poza tym nie ma na sobie koszulki i domyślam się, że nie jedna dziewczyna na ten widok dostałaby palpitacji serca. Całe jego ręce pokryte są kolorowymi tatuażami, tak samo klatka, brzuch, łydki. Muskularna postura wprowadza w zachwyt. Robi mi się głupio, by podchodzę bliżej
i dostrzegam, że tym bogiem koszykówki jest nasz Boris.
- Nie ma sprawy.
Oddalam się nieco od pleneru, gdzie ma odbyć się wieczorny koncert. Słońce mocno wypieka mi policzki, co w połączeniu z jasną karnacją, będzie skutkowała okrutnymi piegami na całej buzi. Wkładam okulary przeciwsłoneczne i rozglądam się dookoła. Nieopodal dostrzegam betonowe boisko, a nim męską sylwetkę. Mężczyzna bawi się piłką do kosza, robi z nią dosłownie cuda. Obraca się, trafia z rozbiegu, z połowy boiska, z zamkniętymi oczami. Poza tym nie ma na sobie koszulki i domyślam się, że nie jedna dziewczyna na ten widok dostałaby palpitacji serca. Całe jego ręce pokryte są kolorowymi tatuażami, tak samo klatka, brzuch, łydki. Muskularna postura wprowadza w zachwyt. Robi mi się głupio, by podchodzę bliżej
i dostrzegam, że tym bogiem koszykówki jest nasz Boris.
- Hej, Blanca – on też czerwieni się na mój widok – Zawalam
robotę, prawda?
Ociera twarz leżącym na skraju boiska t-shirtem. Te czerwone policzki, to ze wstydu czy słońca?
- Zawalasz, ale zawsze możemy powiedzieć, że dostałeś zatrucia pokarmowego – śmieje się
i rzucam mu butelkę wody – Nie minąłeś się z powołaniem? Może powinieneś wybrać karierę w NBA zamiast ganianie za amatorskim zespołem?
- Na parkiecie nie sprawdza się moje żałosne sto dziewięćdziesiąt centymetrów – ukazuje szereg bielutkich zębów, ale szybko się zawstydza i zakłada koszulkę na nagi, wilgotny od potu tors – A wierzę, że a7x będzie kiedyś bandem dużego formatu, może wtedy załatwią mi autograf od samego Jordana.
- Nie bądź taki skromny, widać, że trochę grałeś – zabieram piłkę i ustawiam się na linii rzutów osobistych.
- W liceum – staje za mną i ustawia moje ręce w idealnej pozycji do rzutu. Wspomniałam,
że jest nieco starszy? Ma około 25 lat, a jego „żałosne sto dziewięćdziesiąt centymetrów”, wygląda śmiesznie przy moim wzroście krasnala ogrodowego.
Ręką odgarnia mi grzywkę, popycha rękę tak, że trafiam do kosza. Unosi mnie do góry
w geście tryumfu, sama nie wiem czemu obejmuję rękami jego szyje.
- Widzę, że znalazłaś Borisa…
Znam ten ton. Syn prawdopodobnie zaciska zęby i jest wściekły. Cholera jasna…
Ociera twarz leżącym na skraju boiska t-shirtem. Te czerwone policzki, to ze wstydu czy słońca?
- Zawalasz, ale zawsze możemy powiedzieć, że dostałeś zatrucia pokarmowego – śmieje się
i rzucam mu butelkę wody – Nie minąłeś się z powołaniem? Może powinieneś wybrać karierę w NBA zamiast ganianie za amatorskim zespołem?
- Na parkiecie nie sprawdza się moje żałosne sto dziewięćdziesiąt centymetrów – ukazuje szereg bielutkich zębów, ale szybko się zawstydza i zakłada koszulkę na nagi, wilgotny od potu tors – A wierzę, że a7x będzie kiedyś bandem dużego formatu, może wtedy załatwią mi autograf od samego Jordana.
- Nie bądź taki skromny, widać, że trochę grałeś – zabieram piłkę i ustawiam się na linii rzutów osobistych.
- W liceum – staje za mną i ustawia moje ręce w idealnej pozycji do rzutu. Wspomniałam,
że jest nieco starszy? Ma około 25 lat, a jego „żałosne sto dziewięćdziesiąt centymetrów”, wygląda śmiesznie przy moim wzroście krasnala ogrodowego.
Ręką odgarnia mi grzywkę, popycha rękę tak, że trafiam do kosza. Unosi mnie do góry
w geście tryumfu, sama nie wiem czemu obejmuję rękami jego szyje.
- Widzę, że znalazłaś Borisa…
Znam ten ton. Syn prawdopodobnie zaciska zęby i jest wściekły. Cholera jasna…
Jest, jest! Nowy odcinek. No proszę, nasz band staje się coraz bardziej sławny. Życie w trasie, to bardzo ekscytujące i na pewno czeka ich wiele ciekawych przeżyć. Jak widzę związek Blanci i Briana nadal trwa. Coś czuję, że z niego jest naprawdę niezły zazdrośnik i da Borisowi do wiwatu. Z niecierpliwością czekam na to, co będzie dalej. Pisaj szybko :)
OdpowiedzUsuńTwoja Joan <3
Boris jest tak cudowny że od dzisiaj jestem #teamboris *________*
OdpowiedzUsuńSyn chyba serio się tak jakby w Blance zakochał, no ale wprowadziłaś Borisa więc sorry Gates, spadasz. Zresztą i tak ciągle mam żal o jego początek znajomości z Grey. Sooooł..
Cudownie że dodałaś rozdział, ja tu czekałam dzień w dzień! I nadal będę czekać, żebyś miała jasność!
Kolejny raz just for you,
Umarła zmora
❤