piątek, 10 stycznia 2014

6. Family fable



 Moje kochane! Bardzo dziękuję Wam za każde wejście na stronę. Nie wiem czy wiecie ile sprawia mi to radości, kiedy licznik odwiedzin skacze. Bardzo się cieszę, że opowiadanie się przyjęło. Dziękuję niezmiennie Joannie i Zmorce, Alex i Sillie! ;* A oprócz tego Kill, Unicorn, Patce oraz agness. Witajcie! Dziewczyny, jesteście cudowne! Cieszę się, że zostawiacie po sobie komentarz i mam nadzieję, ze zostaniecie ze mną i moimi bohaterami na dłużej.
Ok, nie będę już przedłużać. Dodam tylko, że w zakładce "bohaterowie" pojawił się ktoś nowy.
Zapraszam :)


   Dziwny dźwięk dochodzący z bliżej nieokreślonego miejsca wyrwał mnie ze snu. Gwałtownie otwieram oczy, chociaż obraz wciąż nie jest zbyt ostry. Kontury drewnianych mebli, zarys plakatów i fotografii w antyramach przypominają mi, że jestem w swoim pokoju. Niechętnie zerkam na zegarek leżący na nocnej szafce obok łóżka. Albo się mylę, albo wskazuję on minutę po piątej…
- Jak to… - przecieram oczy z zaspania i niedowierzania.
Niestety, wzrok wcale mnie nie myli. Jak to możliwe, że spałam dwie godziny, a czuję się, jakby minęły zaledwie dwie minuty? Znów ten sam dźwięk. Dopiero teraz potrafię się na nim skupić. Powtarza się. I jeszcze raz. I ponownie. To jakby stukanie małych kamyczków o moje okno. Wyskakuję z łóżka i jednym susem pokonuję dystans, jaki dzieli mnie od parapetu. Opieram się o niego biodrem i z zaciekawieniem wyglądam przez okno. I co dostrzegam? Syn Gates już miał zamiar wziąć kolejny zamach i z impetem uderzyć w lufcik na piętrze. Z niedowierzaniem pukam się w głowę. Właśnie to w tym momencie powinien zrobić. Zamiast tego wyciąga rękę i ze zezłoszczoną na pozór miną wskazuję na wyimaginowany zegarek. Przepraszająco składam ręce i cofam się w głąb pokoju. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to para wytartych nieco jeansów i podkoszulek z rękawkiem, oczywiście w czarnym kolorze. Mama zawsze marudzi, że nie ubieram się dziewczęco i kolorowo. Mamy w końcu jesień, prawda? Szarości są zdecydowanie na miejscu. Wpadam jak burza do łazienki, w pośpiechu myję zęby i przeczesuję włosy. Chyba nie mam czasu na makijaż, trudno, moi towarzysze będą musieli jakoś przeżyć. Najwyżej zgonię całą winę na Gatesa. Na paluszkach – żeby przypadkiem nie obudzić mamy – zbiegam po schodach. Na śniadanie też nie mam szans. Chwytam czarną ramoneskę z wieszaka w przedpokoju, zakładam płaszcz nie zapinając guzików i martensy, w których nie wiążę sznurowadeł. Na zewnątrz uderza mnie fala zimnego powietrza. Ja – największy zmarzluch na świecie – pospiesznie zapinam guziki. Dopiero po chwili orientuję się, że Syn nie czeka już pod moim domem. Rozglądam się niecierpliwie i decyduję na zrobienie paru niepewnych kroków przed siebie. Jest. Stoi oparty plecami o budynek na rogu ulicy. Mocno zaciąga się papierosem i jest tym tak zaabsorbowany, że dostrzega mnie dopiero po chwili. Wynagradza mi to jednak tym uśmiechem…
- Długo każesz na siebie czekać – wyrzuca niedopałek przed siebie – Cześć.
- Wcześnie karzesz wstawać – mruczę i dodaję pospiesznie – cześć.
Na jego twarzy już widnieje ten lisi uśmieszek, kiedy zbliża się do mnie szybkim krokiem.
- Widać, że bardzo się spieszyłaś – mówi, ale zupełnie nie wiem o co chodzi. Nic nowego. Czasem mam wrażenie, że on posługuje się jakimś szyfrem – Pokaż się.
Staje przede mną i wskazuję na płaszcz. Ahh tak, krzywo zapięte guziki. Już chciałam to poprawić, kiedy on strąca moje ręce i delikatnie przyciąga mnie do siebie. Odpina jeden po drugim, patrząc mi prosto w oczy. To jak tortury. W dodatku czuję, że rumienie się na wspomnienie mojego dzisiejszego snu. Powstrzymuję się przed spojrzeniem w jego oczy.
- Teraz zrobimy to porządnie – mówi. Oh, ile w tym dwuznaczności! Wzdłuż kręgosłupa przebiega mrowiący dreszcz. Zapina guziczki jeszcze raz, zaczynając od dołu, kończąc na przy samej szyi. Udziela mi się od niego, moje myśli przyjemnie się kosmacą. Daje mi pstryczka w nos i rusza przed siebie.
Mijamy opustoszałe ulice bez słowa. Dzięki temu mogę skupić się na wielu szczegółach, na które na co dzień zupełnie nie zwracam uwagi, chociaż idę tą drogą niemal codziennie. Po pierwsze chodnik jest nieprzyzwoicie nierówny. Co rusz potykam się o krawędzie kostki brukowej, ułożonej w karygodny sposób. No proszę, nawet ja zrobiłabym to lepiej. A może to wcale nie wina chodnika, a tego, że non stop bujam w obłokach? Zahaczam o własny but i czuję na sobie wzrok Syna. Pewnie myśli, że jestem jakimś gamoniem… Mijamy park, gdzie szron magicznie ozdobił korony drzew. Przez chwilę czuję się jak w bajce. Dopiero świta. Wiatr bawi się kosmykami moich włosów i delikatnie szczypie w policzki. Pachnie świeżością. Czy byliście kiedyś w lesie, kiedy dzień budzi się do życia i wschodzi słońce? Kropelki rosy lśnią na pojedynczych gałązkach, a skrząca gołoledź przyobleka pnie drzew. Tutaj się właśnie tak. Bardzo odlegle od miejskiego chaosu i zgrzytu. Jest tak cicho i pięknie…
- To tutaj.
Wychodzimy po drugiej stronie parku. Gates wskazuje skinieniem głowy duży, biały dom naprzeciw nas. W ogromnych oknach wiszą firany tego samego koloru, a trawnik jest idealnie przystrzyżony. Tyle na pierwszy rzut oka. Uchylam bramę i skradam się jak złodziej. Czuję rękę Syna na swoich plecach. Delikatnie pcha mnie do przodu i mówi:
- Odwagi, przecież już się znacie.
Wymija mnie i z łatwością odsuwa masywne, garażowe drzwi. Wszyscy są już w środku. Zauważam nawet jedną, nową postać. To dziewczyna, na oko w moim wieku. Ma na sobie jedynie luźną koszulkę, czarne rajstopy i jeansowe spodenki poprzecierane w przeróżny sposób. Pierwsze wrażenie? Jest przepiękna! Długie, czarne włosy, falami opadają na jej ramiona. Ciemna karnacja idealnie współgra z mocną, krwistą pomadką. Marzenie niejednego faceta. Mogłam się spodziewać, że właśnie z takimi zadaje się Avenged Sevenfold.
- Co tak późno? – otula mnie chrypliwy głos Shadowsa. Jest zwrócony do nas plecami i kombinuje przy kablu od mikrofonu.
Gates rozkłada ręce i patrzy w moją stronę.
- Zaspałam – usprawiedliwiam się krótko – Ale kto normalny robi próby o piątej rano?
Jak zwykle – najpierw mówię, potem myślę. Ku mojemu zdziwieniu chłopaki zaczynają się śmiać, a chwilę później spoglądają w moją stronę.
- Złotko, my nie jesteśmy normalni, jeszcze się przekonasz – mówi ten najwyższy, The Rev, czy coś w tym stylu.

- Gates, a ty co tak stoisz? – rzuca przez ramię Zacky – Bierz się do roboty.
- Podłączyłem twoją gitarę – mówi ledwo wystający zza pieca Christ. Ociera pot z czoła i dalej majstruje przy wzmacniaczu.
- Dzięki młody – Gates poklepuje go po plecach i chwyta za gitarę.
Z lekką dozą nieśmiałości przestępuję z nogi na nogę. Brunetka podchodzi i wyciąga do mnie rękę.
- Jasmine – uśmiecha się ciepło – Minie trochę czasu zanim chłopaki się nastroją – jej wzrok, a mimowolnie mój, kieruje się w stronę Christa, całego oplątanego przez kable .
- Więc… - patrzy pytająco, a ja łapę się na tym, że zapomniałam się przedstawić.
- Blanca – mówię – Fajnie cię poznać.
- Wzajemnie. Przyjaciele Gatesa to nasi przyjaciele – nieznacznie unosi jedną brew i hamuje uśmiech – A więc Blanca, jadłaś coś dzisiaj? Blado wyglądasz.
- Właściwie, to nie miałam czasu. Moje okno przeżyło inwazję latających kamyczków.
- Rzucał kamieniami w okno o piątej nad ranem? – Rev kręci głową z niedowierzaniem, a po chwili wybucha śmiechem – Jesteś popieprzony Gates.
- Chodźmy do kuchni, ja też niczego dziś nie tknęłam – z wyrzutem patrzy na Shadowsa, ale jest tak zajęty, że chyba nawet nie usłyszał.
Przechodzimy przez garaż i po chwili znajdujemy się w wielkim holu. Jasmine pewnym krokiem zmierza przez dom. Chyba jest tutaj częstym bywalcem. Kuchnia znajduje się na samym końcu szerokiego korytarza. Jest bardzo jasna i przestronna. W oknach wiszą gołębie zasłonki, na blatach panuje idealny porządek, a na stole – mimo pory roku – leżą żywe kwiaty. Widać tu rękę kobiety. Moja towarzyszka nie jest skrępowana, zachowuje się jak u siebie. Wie, gdzie znaleźć kubki i herbatę. Wyciąga chleb i penetruje lodówkę.
- Masz ochotę na kanapki z dżemem i twarożkiem? – pyta, ale chyba już zdecydowała – Ja bardzo!
- Jasne, pomóc ci? – staję obok i chcę zabrać się za przygotowanie śniadania, ale karci mnie wzrokiem.
- Siadaj, jesteś tutaj gościem.
- A ty nie? – pytam.
- Prawdę mówiąc… to mój jedyny, prawdziwy dom – uśmiecha się jakby do siebie i wyjaśnia – Jestem dziewczyną Matta. Spędzam tutaj bardzo dużo czasu.
- Ahh – wyrywa mi się. Tak myślałam. Sposób w jaki na niego patrzy… tak czule, jakby był najważniejszą osobą w jej życiu. Być może tak właśnie jest – Długo się znacie?
- Odkąd pamiętam – zamyśla się na chwilę i wzdycha głęboko - Mój dom jest niedaleko. Chociaż prawdę mówiąc mieszkam tutaj…
Nic nie mówię, jedynie spoglądam na nią. Mieszka tutaj? Boże, dlaczego oni wszyscy są owiani jakąś tajemnicą? Po kilku chwilach siada naprzeciw mnie i podsuwa pod nos talerzyk ze śniadaniem. Wygląda imponująco. Do tego gorąca, malinowa herbata. Może to dziwne, ale też czuję się jak w domu.
- Wiesz, oni są dla mnie jak rodzina – mówi szeptem i myśli chwilkę – Mój ojciec wychowuje mnie sam – teraz jej głos nabiera pewności. Przybiera zawadiacki wyraz twarzy, a potem opowiada płynnie, jakby nigdy nic – Chociaż wychowuje to za duże słowo. Ojciec pije. Na umór. Każdego dnia. Dlatego praktycznie mieszkam tutaj.
Zatkało mnie. Mówi mi o takich rzeczach, a przecież zna tylko moje imię. Chyba zauważa, że nieco się skrępowałam.
- Hej, Blanca to nic takiego – uśmiech się promiennie i kontynuuje – Ja się przyzwyczaiłam. Sandersowie też i chłopaki też. Oprócz tego że świetni z nas przyjaciele, to jesteśmy również rodziną.
- To musi być cudowne uczucie – dukam. Ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Wiadomo, mama jest świetna, ale odkąd tata umarł jesteśmy bardzo samotne. I zagubione. Może nawet nieszczęśliwe…
- Dobrze byłoby mieć jeszcze jedną dziewczynę w rodzinie – mruga znacząco – Bo ty i Gates to…
- Nie! – protestuję, zanim zdążyła dokończyć – To znaczy… kumple. Ja i Gates to kumple.
- Ahaa – upija łyk herbaty, po czym wkłada naczynia do zlewu – Wiesz, znam paru niezłych kumpli. Ale ja nie patrzę na nich w ten sposób. I nie zawstydzam się przy nich. I nie uciekam wzrokiem i…
- Ok, wystarczy – daję jej kuksańca w bok – Może trochę mi się podoba… ale tylko trochę.
- Dobra, dobra – śmieje się – Wracajmy do tych naszych „kumpli” – w ostatnim słowie wyczuwam lekką ironię.
„Jasmine” – powtarzam w myślach – „chciałabym mieć taką kumpele jak ty” i śmieję się sama do siebie. 


 ***
 
    Dziewczyny chyba się… zjednoczyły. Przynajmniej na to wygląda. Gadają swobodnie, a nawet szepczą coś, kiedy tylko ściszymy sprzęt. Tylko na początku się nad tym zastanawiałem, później zupełnie odpłynąłem. Muzyka to żywioł. Potrafi całkowicie pochłonąć. Od pierwszego szarpnięcia struny, aż do ostatniego riffu nie pamiętam nic. Tylko rytm, takt, dźwięk. Tylko to się wtedy liczy. I setki emocji, które we mnie żyją dopiero wtedy wychodzą na zewnątrz. Czuję się silny. Czuję się wolny. Tylko wtedy…
- Koniec na dzisiaj – z hipnozy wybudza mnie ryk Shadsa.
Zerkam na zegarek. Jest siódma, a czuję się, jakbym grał zaledwie chwilę. Tak Haner, zawsze ci mało...
- To teraz idziemy do szkoły? – pyta mała, słodka Grey, a chłopaki mają nietęgie miny. Patrzą po sobie.
- Wiesz… nie takie mamy zwyczaje – rzuca Jasmine.
Chyba się domyśla, że za chwilę wyprowadzimy ją z błędu…

14 komentarzy:

  1. Dziewczyna Shadowsa to jak nóż w brzuch.
    Popieprzona jestem z tym swoim ślepym uwielbieniem dla niebo. Wiem.

    Super akcja z tymi kamyczkami, prywatnie miałam podobną sytuację i wiem jakie to ekscytujące więc dzięki za wywołanie we mnie tamtych wspomnień.
    Jak zwykle czekałam, na fragment z perspektywy Briana i nie zawiodłaś mnie. Aha i Blanka, ciągle łapie się na tym jak bardzo podoba mi się to imię. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obudził ją o 5 rano i go nie zabiła??? Szacun dla niej! Tym bardziej, że wstała i jednak z nim poszła. Ale czego to się nie robi dla miłości... Znaczy się dla kolegi, bo oczywiście są tylko przyjaciółmi ;)
    Perspektywa Syna genialna, szczególnie opis tego co czuje kiedy gra. Mam tylko nadzieję, że "mała słodka Grey" zaskoczy go tak, że zrozumie z kim zadarł:) Bo wyczuwam, że ma ochotę zakpić z Blanki, a przydałoby się żeby ktoś mu utarł ten śliczny nosek^^
    Czekam na kolejną część.
    Buziol, Pat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę zostawić jego śliczny nosek w spokoju!

      Usuń
  3. Mhmm taki magiczny ten odcinek, ma w sobie taką fajną atmosferę. Wiesz, że ja takie lubię. Podoba mi się ten styl pisania. Historia zaczyna nabierać rumieńców. Ciekawe jak to się wszystko potoczy. Mam nadzieję, że dziewczyny się zaprzyjaźnią. Przydałoby im się. Życzę Ci dużo weny i przede wszystkim czasu. Pisz szybko.
    Lovee<3
    Joan :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak długo czekałam na nowy, ale się doczekałam iii było warto! Uwielbiam Twój styl pisania, a szczególnie te fragmenty z perspektywy Briana.
    Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybko! :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ekstra! Dopiero nadrabiam wszelkie opowiadania, wczesniej jakos mi sie nie chcialo tego czytac i tego załuje ;D czyta sie jak prawdziwa ksiazke i fascynuje mnie pomysl na to jak Brian chce zdemoralizowac dziewczyne ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. niegrzeczna Jasmine! lubię ją. demoralizacja Blanki w toku!

    och, chyba zaczynam się przyzwyczajać, że nazywacie mnie 'zmorką'! ( ;

    with love,
    z.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę, każesz! Nie, karzesz :(
    Poza tym, bardzo podoba mi się pomysł opisywania wszystkiego z perspektywy obu osób.

    regards,
    kill

    OdpowiedzUsuń
  8. matko, co za fatalna pomyłka ;/ Ja i moja nienaganna na co dzień ortografia przepraszamy!

    OdpowiedzUsuń
  9. Powoli się wciągam w tę świetną historię. Podoba mi się Twój styl pisania. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hello :) w końcu się wzięłam za komentarzyki ;)
    Czytałam cały czas na bieżąco, ale po każdym rozdziale zamiast komentować, to zastanawiałam się nad bohaterami i ich historiami. Ciekawi mi ta cała otoczka Briana. Fakt, że próbuje zrobić z Blanki niegrzeczną dziewczynkę pobudza ciekawość jeszcze bardziej. No bo, niby dlaczego tak mu zależy na tym?
    I teraz nowa postać dziewczyny Matta. Coś czuję, że zakumpluje się z Blanką.
    I strasznie lubie opki w pierwszej osobie, sama kiepska w tym jestem, ale lubię takie czytać.
    Czekam już na nexta
    xo Boo <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie jestem kreatywna dziś, więc napisze tylko, że bardzo mi się podobało. :3
    #czekamnanext ~ Unicorn

    OdpowiedzUsuń
  12. całkiem zapomniałam, że widzę Ci komentarz za kolejny cudowny odcinek, przepraszam, ale te dni są tam monotonne, że nawet nie wiem co już zrobiłam, a co nie, nuuudy! to standardowo: o żesz kurwa jakie zajebiste!
    Brian to niezły łobuz, ale Blanca mu pokaże, że zadarł z równym sobie, jestem pewna. To jak Syn to wszystko opisuje.. mniam, mniam, o ! Tak bardzo już polubiłam Jasmine, widać, że nie miała lekko, w sumie to dalej nie ma, ale ma cudownych ludzi obok siebie, i Blanca już niedługo będzie także do nich należeć ! Zazdro o Macia :3
    Czekam na kolejny odcinek! :*
    Olcia.

    OdpowiedzUsuń