czwartek, 14 maja 2015

12. Big changes!



   Tadaaaaaaam! Powiem szczerzę, troszkę się boję. Jest to pierwszy rozdział od baaardzo długiego czasu. Nie wiem ile z Was tu jeszcze zostało... i czy spodoba Wam się nowy post... i czy w ogóle jest sens kontynuować tą historię. Jednak ryzykuję, a co! Piszcie w komentarzach czy chcecie wciąż czytać, może dacie mi impuls do dalszego pisania. Zapraszam :3

  Trasa trasa… ale co dalej? Wypaliłam bezsensu, bez żadnego namysłu. A co ze szkołą? Co      z moją przyszłością? A matka? Chyba zejdzie na zawał, kiedy jej powiem, że rzucam budę, pakuję ciuszki i wyjeżdżam… Haner byłby tylko dodatkowym punktem zapalnym. Przecież ona nawet nie wie, że jesteśmy razem. Ba! Ona nie ma pojęcia, że mamy ze sobą cokolwiek wspólnego. Wściekłaby się, zamknęła drzwi na cztery spusty. A co ja, królewna z wieży? Mogę sama decydować o sobie. Nie chcę rozstawać się z Synem właśnie teraz.... Domyślam się, co dzieję się na takich trasach. Znając tych „gwiazdorów” tylko zachłysną się blaskiem reflektorów, zainteresowaniem, komplementami… no i fankami. Ooo nie, ja muszę tam być! Zresztą, słowo się rzekło, a Haner naprawdę się cieszył. Mam wrażenie, że traktuje mnie trochę inaczej niż na początku. Wcześniej był nieufny, zimny. Drwił z trzymania się za rączki i czułych słówek. Co prawda wciąż jest arogancki, ale to nieodłączna część jego buntowniczego charakterku. Jednak coraz częściej łapię go na czułych gestach, miłych słowach… zależy mi wciąż odbija się echem w mojej głowie. Boże, obym tylko nie była na tyle durna, by się zakochać. Wiem, że to nie dla niego. Serduszka i kwiatki w zestawieniu z Synysterem Gatesem? Parodia.



Serduszka i kwiatki w zestawieniu z Synysterem Gatesem? Ja pieprze, niemożliwe. Do tej pory jestem w szoku, że mała Grey sama zaproponowała wspólny wyjazd. Wiem, że jestem chamem, ale po cichu trochę liczyłem na to, że wyjedziemy, ona zostanie tutaj… że sprawa trochę ucichnie. Nie dlatego, że nie zależy mi na niej. Wręcz przeciwnie. Dla jej dobra. Jest między nami fajnie, ale ta sielanka nie będzie trwała wiecznie. Boję się, że dowie się o wszystkim, będzie afera. Gdybym wyjechał w tą pieprzoną trasę sam, to pocierpiałaby miesiąc, może więcej, a potem zapomniałaby o mnie. Ale jakie to ma teraz znaczenie. Chyba nie ma już odwrotu. Ta mała jest piekielnie uparta.

***


- Mogę wejść? – oho, pierwsze słowa wypowiedziane w moim kierunku od Pani Lodowatej od miesiąca. Nie odpowiadam. Wchodzi trochę niepewnie i siada obok mnie.
- Czego chcesz? – warczę gniewnie.
- Dzwonili ze szkoły. Nikt nie widział cię tam od dwóch tygodni. Czy ty dziewczyno… - zaczynała już tym swoim tonem, jednak bezradnie opuszcza ręce – Nie mam do ciebie sił.
Pięknie, jeszcze wzbudza poczucie winy. Udaję twardą, jednak w głębi serca mam ochotę przytulić się do niej, tak jak kiedyś…
- Musisz zacząć chodzić do szkoły, przestać wagarować… Przecież ty nie jesteś taka. Nie jesteś jak te wszystkie dzieciaki z problemami. Masz normalny dom, niczego ci nie brakuje!
- Myślisz, że jeśli ktoś ma problemy to jest gorszy? Jeżeli musisz nad kim sprawować ten swój „nadzór” to znaczy, że już nic w życiu nie osiągnie? Mylisz się! – wyrzucam z siebie – Nienawidzę tego, jak na wszystkich patrzysz z góry, nie masz do tego prawa, rozumiesz?
- Nie tym tonem…
- A właśnie, że tym. I wiesz co? Wyjeżdżam!
- Słucham?! Gdzie? Z kim? – zdezorientowana i wściekła wstaje z łóżka, podpiera się pod boki.
- Nie powinno cię to interesować. Z jednym z „wykolejeńców”, bo tak o nich myślisz, prawda? – rzucam, otwieram na oścież drzwi w swoim pokoju – albo ty stąd wyjdziesz albo ja.
- Nigdzie nie pojedziesz, dopóki jesteś pod moją opieką – uśmiecha się szyderczo – Kto cię zbałamucił? Davis? Roberts? A może ten idiota Haner?
Tego już za wiele…
- Wyjdź… - mówię jeszcze spokojnie.
- A więc to tak – śmieje mi się w twarz – Blanca, myślałam, że jesteś mądrzejsza i że dysponujesz trochę lepszym gustem.
- Sama puszczasz się z sąsiadem po kątach i masz czelność mnie pouczać? Ciekawe co tata by powiedział! – krzyczę bez zastanowienia i w tym samym momencie dostaję siarcisty policzek.
To trwało ułamek sekundy. Mama rozkłada ręce, po jej policzku spływa ogromna łza. Przesadziłam, ale… no dobra, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.


Złapałam torbę, wybiegłam. Dopiero gdy przekroczyłam próg, moje policzki zalały łzy. Matka ma trochę racji. Odkąd poznałam Hanera, moje życie wywróciło się o 180 stopni.  Nie poznaję już samej siebie. Co on ze mną zrobił?
Biegnę przez siebie, mijam róg pięćdziesiątej trzeciej, wieję przeraźliwy wiatr, a mam na sobie tylko cienką koszulkę. A znając życie, to zaraz zacznie padać. Tornado też mnie nie zdziwi.
- Ej, kocie! – słyszę za plecami. No i mam… tornado.
- Czego? – rzucam i nawet się nie odwracam, choć doskonale znam ten głos.
- Mała, schowaj pazurki – rozbawiony łapie mnie za ramiona, jednak mina mu rzędnie, kiedy się odwracam – Płakałaś?
- Brawo Einsteinie.
- Co się stało?
- Nie mogę dłużej zostać w domu – wtulam się w jego muskularne ramiona. Czuję jego ciepło, mimo porywistego wiatru. Chwyta mnie za dłoń, całuje włosy. Matka nie ma racji… on wcale nie jest idiotą. Jest moją utopią.


- Zmarzłaś – przyciskam ją mocno do siebie – Chcesz iść do mnie?
- Nie chcę robić kłopotu – mruczy.
- Przestań mała – pocieram jej ramiona – Pójdziemy do domu, Papcio Gates zrobi nam gorącą herbatę, opowiesz mi co się stało. Nie chcę, żebyś się rozchorowała przed samym wyjazdem.
- Brian… ja…
- Nic już nie mów. Chodźmy.



- Dzieciaki! – Suzy wita nas w progu – Wchodźcie szybko, straszna pogoda, prawda? Ohh Blanca, co się dzieje, skarbie?
- To nic takiego – mamrocze mała Grey.
- Czy to wina Briana? Co ten łobuz ci powiedział – mierzy mnie wzrokiem.
- Suzy! Dlaczego to ja zawsze muszę być tym złym? Akurat sam nie mam pojęcia, co się stało.
- To na co czekasz? Zabierz dziewczynę na górę, zaraz przyniosę wam herbatkę. 



-Mam straszny syf w pokoju, nie przestrasz się…
- Lepszy syf w pokoju, niż syf w życiu – mówi z miną zbitego psiaka i rzuca się na nie pościelone łóżko.
- Może wreszcie powiesz mi co się stało?
- Pokłóciłam się z matką.
- Żadna nowość – syczę przez zęby, bo nie cierpię jej matki, ale nie chcę dać tego po sobie poznać – Co tym razem?
- Powiedziałam jej o wyjeździe. I o tobie… Wyśmiała mnie, skrytykowała, obraziła ciebie – mamrocze wprost w poduszkę.
Kładę się obok niej, obejmuję ramieniem. Jęczy, że jej ciężko. No dobra… jednym ruchem przerzucam ją tak, że ląduje na mojej klatce.
- I tyle? Myślałem, że jesteśmy do tego przyzwyczajeni – chcę ją rozśmieszyć, ale zamiast tego zalewa się łzami – Blanca, nie płacz, proszę… Może jednak odpuścisz tą trasę?
- Po moim trupie! Nikt nie będzie za mnie decydował!
- Więc co masz zamiar zrobić, hm? – odgarniam włosy z jej ślicznej, aczkolwiek zapłakanej buźki. Ma hardy wyraz twarzy, co oznacza jakiś szatański pomysł.
- Wyprowadzam się!

3 komentarze:

  1. Hell yeah! Blanca powraca! To się porobiło.. Ciekawe czy on faktycznie pojedzie z nimi w trasę. Cały czas zastanawiają mnie intencje Briana. Jak to z nimi będzie. Czekam! Liczę na jakieś retrospekcje z przeszłości Briana, Ty wiesz co mam na myśli <3
    Cieszę się, że wróciłaś. Buziaczki i do następnego :)
    Twoja Joan albo Iskierka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czekam przede wszystkim na opis psychiki Briana. Jedną z bardziej lubianych przeze mnie partii tej historii są właśnie jego perspektywy. Oby tego więcej.
    Cieszę się, że zdecydowałaś się na powrót. Niewiele osób już pisze. A miało to swoje uroki, kiedy człowiek jednego wieczora mógł zagłębić się w kilka historii i o chłopakach naraz.

    Czytelniczka, Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. "Matka nie ma racji… on wcale nie jest idiotą. Jest moją utopią." > Piękne.
    Tęskniłam za Blanką.
    Trochę czuć, że dawno cię nie było, bo w kilku miejscach narracji lawirowałaś pomiędzy osobą 1 a 3, ale nie odjęło to niczego historii. Zgadzam się z Sillie - dawaj gęściej perspektywę Briana!

    i oczywiście, że jest sens kontynuować

    with love,
    zmora (która już nie istnieje, ale wróciła na tych kilka minut specjalnie dla ciebie! :*)
    <3

    OdpowiedzUsuń