Odcinek dla wszystkich kochanych dziewczyn z FF,które motywują mnie do dalszego pisania, chociaż czasem naprawdę wątpię. Dla wszystkich, którzy są tu ze mną. Jubileuszowa 10 trochę zamiesza. Mówcie jak Wam się podobało :)
Budzę się
gwałtownie, kiedy wreszcie dochodzi do mnie to, co stało się wczoraj. Cholera,
mama musi być naprawdę wściekła. Być może ona wie więcej niż mi się wydaje.
Nawet wtedy, kiedy zrobiłam sobie tatuaż na dekolcie nie zrobiła aż takiej
afery. A coś czuję, że to dopiero początek. Prawdę mówiąc, wczorajsze obrazy
nieco mi się rozmyły. Pamiętam ciepło skóry Syna, potem wyszeptane przez niego
„Joan”, aż w końcu moje spektakularne trzepnięcie drzwiami w pokoju Shadsa. Ah
no i jeszcze stanowczą Izabelle Grey, która daje mi szlaban. Zegarek wskazuje
trzynastą. Zaraz, zaraz, trzynastą?! Przecież dziś piątek, a kurator Grey nie
posłała mnie do szkoły? Może wcale nie jest tak źle.
Ok, udało mi się jakoś sturlać z łóżka. Mijając lustro zauważam, że mam na sobie ciuchy, w których wyszłam wczoraj rano i resztki przerażająco złego makijażu. Włosy są poplątane. Wyglądam jak strach na wróble. Jednym susem znajduję się w łazience. Jedyna rzecz, o której teraz marzę to chłodny prysznic. Strumień wody sprawia, że całe moje ciało delikatnie drży, ale po chwili przyzwyczaja się do temperatury. Muszę ochłonąć. Do tej pory wiodłam zwyczajnie, nudne życie. Później pojawił się On, a razem z nim, oprócz całej masy przygód, spadły na mnie kłopoty. Nigdy nie miałam problemów z mamą. Dogadywałyśmy się świetnie, byłyśmy jak siostry. Nagle czuję, że jest dla mnie obca. Co z tego, że wreszcie chcę trochę zaszaleć? Jestem przecież rozważna, nie zrobię nic głupiego. W dodatku, ona nigdy nie zaakceptowałaby chłopaków. Młody Christ to jakiś chory alkoholik, Rev nie raz siedział już w areszcie, Vengeance… powiedzmy sobie szczerze, ten koleś ma fioletową grzywkę i różowy make-up. Laska Shadsa praktycznie mieszka u niego w domu, bo u niej panuje patologia. A Syn? Syn zamierza „uwolnić we mnie diablice”. Zapewne to wszystko nie zabrzmiałoby dla mamy obiecująco. Ale ja ich uwielbiam. Są moimi pierwszymi, prawdziwymi przyjaciółmi. Zaakceptowali mnie i przyjęli do rodziny. Przy nich wreszcie czuję się sobą. Nie chcę tego tracić. Przypomina mi się, co mama mówiła o tym całym Hanerze. Że to bandyta, zły dzieciak, rozpieszczony, głupi. Jeszcze nigdy nie mówiła tak o żadnym z tych dzieciaków z problemami. Ciekawe czym jej tak podpadł. A dzisiaj jest piątek, ma przyjść do nas do domu. Pewnie zamknie się z nim w biurze, a mnie będzie kazała siedzieć w pokoju. Jego postać cholernie mnie intryguje. Nie spocznę, póki nie dowiem się, kto tak bardzo zalazł za skórę Izabelli Grey.
Kiedy zeszłam na dół, ona siedziała w jadalni i spokojnie piła kawę. Chcę tylko załapać z kuchni butelkę soku i niezauważona pobiec na górę, ale ta kobieta ma jakiś radar w oczach.
- O, już wstałaś – mówi ironicznie – Chodź, zjedz śniadanie.
Siadam naprzeciw niej i zabieram się za grzanki, które przygotowała wcześniej. Idzie zbyt gładko, kiedy zacznie się zrzędzenie? Oho, unosi jedną brew i patrzy na mnie spod okularów. Właśnie teraz.
- Kac trzyma? Nie wiem jak mogłaś się tak zachować. Dziecko, kiedy wróciłaś do domu byłaś jeszcze kompletnie pijana – mówi spokojnie, jednym tonem – Nawet nie zadzwoniłaś, że nie wrócisz do domu. Ja mam wiele cierpliwości i naprawdę ci ufam, ale nawet nie wiesz jak się martwiłam. Nie znam tych twoich przyjaciół, ty też ich nie znasz.
- Skąd możesz to wiedzieć? – wstaję od stołu, jednak nie odpuszczę tak łatwo – Odkąd się pojawili, wreszcie mam kogoś, z kim mogę po prostu pogadać. Ty nigdy nie masz czasu.
- Bo pracuję, żeby tobie niczego nie brakowało! – podnosi głos – Porównujesz ich do mnie? Jak długo ich znasz, od tygodnia? Nazywasz przyjaciółmi ludzi, przez których pijesz, palisz papierosy, nie wracasz na noc, a w dodatku wagarujesz? Myślisz, że o tym nie wiem? – spuszcza wzrok i chowa twarz w dłoniach – Jeżeli właśnie wtedy czujesz się naprawdę sobą, to ja nie wiem już kim jesteś…
Ałć, zabolało. Nie chcę tu być.
- Nieważne – mówię tylko – Nieistotne.
Wpadam do swojego pokoju i zamykam drzwi na klucz. Dopadam torby, którą miałam wczoraj ze sobą i wygrzebuję z niej odtwarzacz, który dał mi Gates. Zakładam słuchawki i niecierpliwie wciskam play. Rozpoznaję te dźwięki. Okazuje się, że to amatorskie nagrania ich piosenek. Ta muzyka sprawia, że za nimi tęsknie, chociaż nie widziałam ich tylko parę godzin. W torbie znajduję też paczkę papierosów, które Syn kazał mi tam wrzucić wczoraj wieczorem. Zapomniałam mu ich oddać. Został jeden. Hm, Gates zawsze pali jeden po drugim, więc ten ostatek na nic mu się nie przyda. W samej koszulce i majtkach otwieram okno w swoim pokoju i siadam na parapecie. O fuck, jest cholernie zimno. Szybko podpalam szluga i łapę kilka niecierpliwych buchów. Dym kłębi się na zimnym powietrzu. Moje okno znajduję się od strony ulicy, a więc wcale nie dziwi mnie, że sąsiadka, której nienawidzę, przechodzi chodnikiem pod moim domem. Patrzy na mnie jak na idiotkę i pokrzykuje coś wymachując rękami Na szczęście nie słyszę tych smutów, bo z słuchawek dudni ryk Shadowsa. Zaciągam się mocno, wypuszczam dym i spektakularnie pokazuję jej środkowy palec. Bardzo się oburzyła, po czym szybko minęła nasz dom i zniknęła za rogiem ulicy. Ja zamknęłam okno i padłam na łóżko. W słuchawkach brzmi delikatna melodia, której nie słyszałam wcześniej. Zamykam oczy i wsłuchuję się w balladę, której naprawdę nie spodziewałabym się po nich. And that feeling of doubt, it's erased – śpiewa Shadows i kiedy to słyszę, znikają we mnie wątpliwości. Widzę Syna i słyszę jego miarowy oddech. Zbliżam się do niego, delikatnie dotykam jego dłoni. Uśmiecha się cwaniacko i składa na moich ustach lekki pocałunek, jednocześnie przybliżając mnie do siebie coraz to bardziej. Wplątuję palce w kruczoczarne kosmyki włosów, oddech mam coraz płytszy i praktycznie znów stykamy się wargami, kiedy piosenka się urywa. Otwieram oczy. Dlaczego jej nie dokończyli? Koniecznie muszą to zrobić. Również po to, abym znów mogła wyobrazić sobie mnie i jego. Nas. Blisko. Ogarnia mnie smutek, kiedy przesuwam dłonią po zimnej pościeli. Ile ja bym dała, żeby był teraz obok mnie…
Nienawidzę się nad sobą użalać, jednak teraz, kiedy mama uziemiła mnie w pokoju, mam niewyobrażalną ochotę z kimś pogadać i poskarżyć się, że życie jest takie niesprawiedliwe. Nie chcę męczyć chłopaków ani Jas, bo w sumie to dotyczy także ich. Nie mamy w mieście żadnej rodziny. Ale… wybrałam numer. Odzywa się po kilku sygnałach.
- Słońce moje? Nie wierzę – Noah ćwierka śpiewnie – Jak się cieszę, że dzwonisz.
- Ja też. Bardzo się za tobą stęskniłam – odpowiadam, po czym opowiadam mu dokładnie, co zdarzyło się w moim życiu w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Chociaż najciekawszy był ostatni tydzień.
Noah to mój kuzyn, a dokładnie syn brata mojego taty, jakby to głupio nie brzmiało. Noah to mój najlepszy przyjaciel. Niestety, mieszka w Iowa City, czyli rodzinnym mieście taty, a to jakieś trzydzieści godzin jazdy od Huntington Beach. Widujemy się w wakacje lub ferie. Ja wolę jeździć do niego w zimę, on kocha przyjeżdżać w czasie wakacji. Spędzamy wtedy razem każdą minutę – oprócz chodzenia do kibelka – i naprawdę świetnie się bawimy. Widzę w nim swojego tatę. Zarówno on jak i wujek Max są do siebie bardzo podobni. Nie tylko fizycznie. Mają podobne gusta, powiedzenia, styl życia i tembr głosu. Noah też ma kapelę, jest wokalistą. Dlatego jestem pewna, że doskonale mnie rozumie.
- Nie przejmuj się mamą mała, pokrzyczy trochę i da sobie spokój – pociesza mnie – odsiedź grzecznie szlaban albo chociaż tak, żeby się nie zorientowała – dodaje śmiejąc się – Swoją drogą, zawsze wiedziałem, że siedzi w tobie mała diablica. Chciałbym poznać gościa przez którego tak szalejesz.
- Też chciałabym, żebyś poznał Syna, Jasmine i chłopaków. Na pewno by cię polubili.
- Wpadnij z nimi w ferie. Wiesz, że mamy mnóstwo miejsca w domu, damy radę.
- Izabella prędzej pójdzie pieszo do Iowa niż się na to zgodzi – załamuję ręce.
- Ciocia nie musi o niczym wiedzieć – mój Noah, wiedziałam, że poprawi mi humor – Muszę biec na próbę, a ty niczym się nie przejmuj. I nie odpuszczaj Synystera Gatesa. To na pewno dobry chłopak.
- „Dobry” to chyba nie najlepsze określenie na charakter tego pierona – uśmiecham się mimowolnie – Dzięki braciszku.
- Nie ma sprawy. Pozdrów ciocie i odzywaj się częściej! – mówi i rozłącza się.
Tymczasem słyszę, że na parterze zrobiło się jakieś zamieszanie. Pewnie przyszedł ten chłopak, Haner. Szybko zakładam spodenki i biegnę na dół, żeby zobaczyć, kim on jest i czy go znam, ale kiedy docieram na parter, mama właśnie zamyka drzwi do biura. Cholera. No nic, trzeba będzie zastosować stary, sprawdzony sposób. Staję blisko wejścia i nastawiam ucho. Mama wymienia wszystkie przewinienia chłopaka, prawi morały o tym, co mogło go spotkać, mówi jak będzie wyglądała ich współpraca i ustala termin spotkania z jego rodzicami, a później z nim. Mają się widywać regularnie. Prosi go, żeby nic już nie wywinął, bo wtedy sprawa znów trafi do sądu. Do tej pory Haner nie odezwał się nawet słowem. Mama pyta go czemu jest taki zdenerwowany i czy przynieść mu coś do picia. „Taa, strasznie tu duszno”- odpowiada. Skąd znam ten głos. Pewnie ten chłopak chodzi do mojej szkoły. O kurde, muszę stąd szybko uciekać, zanim… no i masz.
- Podsłuchujesz? – mama mówi do moich pleców.
- To, że jestem na schodach nie znaczy, że podsłuchiwałam – przeczę – Byłam… nalać sobie wody. Nie dość, że więzisz mnie na piętrze, to chcesz jeszcze odciąć mnie od wody pitnej?
- Przestań się wygłupiać – dostrzegam na jej twarzy cień uśmiechu – na górę młoda!
Wdrażam plan B. Sadowię się na parapecie w moim pokoju i czekam. Są jednak jakieś zalety umiejscowienia okna od frontu. Nie minęło pół godziny, kiedy usłyszałam, że wychodzi. Wytężam wzrok i dostrzegam go na chodniku. Jest wysoki i ubrany w ciemne ubrania, ale nic więcej nie mogę zobaczyć, bo stoi tyłem i ma zarzucony kaptur. Nagle w charakterystyczny sposób szuka czegoś po kieszeniach. Wyjmuje paczkę papierosów i rozgląda się niepewnie. Szok! Spadam z parapetu, kiedy wreszcie dostrzegam jego twarz. Brian Haner, który ma masę problemów, jest – według mojej matki – młodocianym bandytą, sprawcą rozbojów, kradzieży i czegoś, o czym mama nie mogła mi nawet powiedzieć, to on? To mój Synyster Gates? O co w tym wszystkim chodzi? To dla mnie zbyt wiele. W mojej głowie pojawia się milion pytań. Czemu mi nie powiedział? Dlaczego ukrywał swoje imię i nazwisko i czy robił to z jakiegoś powodu? Dlaczego pojawił się w moim życiu właśnie teraz? Czy w tym wszystkim chodzi o coś więcej? Nie wiem. Nic już nie wiem.
Ok, udało mi się jakoś sturlać z łóżka. Mijając lustro zauważam, że mam na sobie ciuchy, w których wyszłam wczoraj rano i resztki przerażająco złego makijażu. Włosy są poplątane. Wyglądam jak strach na wróble. Jednym susem znajduję się w łazience. Jedyna rzecz, o której teraz marzę to chłodny prysznic. Strumień wody sprawia, że całe moje ciało delikatnie drży, ale po chwili przyzwyczaja się do temperatury. Muszę ochłonąć. Do tej pory wiodłam zwyczajnie, nudne życie. Później pojawił się On, a razem z nim, oprócz całej masy przygód, spadły na mnie kłopoty. Nigdy nie miałam problemów z mamą. Dogadywałyśmy się świetnie, byłyśmy jak siostry. Nagle czuję, że jest dla mnie obca. Co z tego, że wreszcie chcę trochę zaszaleć? Jestem przecież rozważna, nie zrobię nic głupiego. W dodatku, ona nigdy nie zaakceptowałaby chłopaków. Młody Christ to jakiś chory alkoholik, Rev nie raz siedział już w areszcie, Vengeance… powiedzmy sobie szczerze, ten koleś ma fioletową grzywkę i różowy make-up. Laska Shadsa praktycznie mieszka u niego w domu, bo u niej panuje patologia. A Syn? Syn zamierza „uwolnić we mnie diablice”. Zapewne to wszystko nie zabrzmiałoby dla mamy obiecująco. Ale ja ich uwielbiam. Są moimi pierwszymi, prawdziwymi przyjaciółmi. Zaakceptowali mnie i przyjęli do rodziny. Przy nich wreszcie czuję się sobą. Nie chcę tego tracić. Przypomina mi się, co mama mówiła o tym całym Hanerze. Że to bandyta, zły dzieciak, rozpieszczony, głupi. Jeszcze nigdy nie mówiła tak o żadnym z tych dzieciaków z problemami. Ciekawe czym jej tak podpadł. A dzisiaj jest piątek, ma przyjść do nas do domu. Pewnie zamknie się z nim w biurze, a mnie będzie kazała siedzieć w pokoju. Jego postać cholernie mnie intryguje. Nie spocznę, póki nie dowiem się, kto tak bardzo zalazł za skórę Izabelli Grey.
Kiedy zeszłam na dół, ona siedziała w jadalni i spokojnie piła kawę. Chcę tylko załapać z kuchni butelkę soku i niezauważona pobiec na górę, ale ta kobieta ma jakiś radar w oczach.
- O, już wstałaś – mówi ironicznie – Chodź, zjedz śniadanie.
Siadam naprzeciw niej i zabieram się za grzanki, które przygotowała wcześniej. Idzie zbyt gładko, kiedy zacznie się zrzędzenie? Oho, unosi jedną brew i patrzy na mnie spod okularów. Właśnie teraz.
- Kac trzyma? Nie wiem jak mogłaś się tak zachować. Dziecko, kiedy wróciłaś do domu byłaś jeszcze kompletnie pijana – mówi spokojnie, jednym tonem – Nawet nie zadzwoniłaś, że nie wrócisz do domu. Ja mam wiele cierpliwości i naprawdę ci ufam, ale nawet nie wiesz jak się martwiłam. Nie znam tych twoich przyjaciół, ty też ich nie znasz.
- Skąd możesz to wiedzieć? – wstaję od stołu, jednak nie odpuszczę tak łatwo – Odkąd się pojawili, wreszcie mam kogoś, z kim mogę po prostu pogadać. Ty nigdy nie masz czasu.
- Bo pracuję, żeby tobie niczego nie brakowało! – podnosi głos – Porównujesz ich do mnie? Jak długo ich znasz, od tygodnia? Nazywasz przyjaciółmi ludzi, przez których pijesz, palisz papierosy, nie wracasz na noc, a w dodatku wagarujesz? Myślisz, że o tym nie wiem? – spuszcza wzrok i chowa twarz w dłoniach – Jeżeli właśnie wtedy czujesz się naprawdę sobą, to ja nie wiem już kim jesteś…
Ałć, zabolało. Nie chcę tu być.
- Nieważne – mówię tylko – Nieistotne.
Wpadam do swojego pokoju i zamykam drzwi na klucz. Dopadam torby, którą miałam wczoraj ze sobą i wygrzebuję z niej odtwarzacz, który dał mi Gates. Zakładam słuchawki i niecierpliwie wciskam play. Rozpoznaję te dźwięki. Okazuje się, że to amatorskie nagrania ich piosenek. Ta muzyka sprawia, że za nimi tęsknie, chociaż nie widziałam ich tylko parę godzin. W torbie znajduję też paczkę papierosów, które Syn kazał mi tam wrzucić wczoraj wieczorem. Zapomniałam mu ich oddać. Został jeden. Hm, Gates zawsze pali jeden po drugim, więc ten ostatek na nic mu się nie przyda. W samej koszulce i majtkach otwieram okno w swoim pokoju i siadam na parapecie. O fuck, jest cholernie zimno. Szybko podpalam szluga i łapę kilka niecierpliwych buchów. Dym kłębi się na zimnym powietrzu. Moje okno znajduję się od strony ulicy, a więc wcale nie dziwi mnie, że sąsiadka, której nienawidzę, przechodzi chodnikiem pod moim domem. Patrzy na mnie jak na idiotkę i pokrzykuje coś wymachując rękami Na szczęście nie słyszę tych smutów, bo z słuchawek dudni ryk Shadowsa. Zaciągam się mocno, wypuszczam dym i spektakularnie pokazuję jej środkowy palec. Bardzo się oburzyła, po czym szybko minęła nasz dom i zniknęła za rogiem ulicy. Ja zamknęłam okno i padłam na łóżko. W słuchawkach brzmi delikatna melodia, której nie słyszałam wcześniej. Zamykam oczy i wsłuchuję się w balladę, której naprawdę nie spodziewałabym się po nich. And that feeling of doubt, it's erased – śpiewa Shadows i kiedy to słyszę, znikają we mnie wątpliwości. Widzę Syna i słyszę jego miarowy oddech. Zbliżam się do niego, delikatnie dotykam jego dłoni. Uśmiecha się cwaniacko i składa na moich ustach lekki pocałunek, jednocześnie przybliżając mnie do siebie coraz to bardziej. Wplątuję palce w kruczoczarne kosmyki włosów, oddech mam coraz płytszy i praktycznie znów stykamy się wargami, kiedy piosenka się urywa. Otwieram oczy. Dlaczego jej nie dokończyli? Koniecznie muszą to zrobić. Również po to, abym znów mogła wyobrazić sobie mnie i jego. Nas. Blisko. Ogarnia mnie smutek, kiedy przesuwam dłonią po zimnej pościeli. Ile ja bym dała, żeby był teraz obok mnie…
Nienawidzę się nad sobą użalać, jednak teraz, kiedy mama uziemiła mnie w pokoju, mam niewyobrażalną ochotę z kimś pogadać i poskarżyć się, że życie jest takie niesprawiedliwe. Nie chcę męczyć chłopaków ani Jas, bo w sumie to dotyczy także ich. Nie mamy w mieście żadnej rodziny. Ale… wybrałam numer. Odzywa się po kilku sygnałach.
- Słońce moje? Nie wierzę – Noah ćwierka śpiewnie – Jak się cieszę, że dzwonisz.
- Ja też. Bardzo się za tobą stęskniłam – odpowiadam, po czym opowiadam mu dokładnie, co zdarzyło się w moim życiu w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Chociaż najciekawszy był ostatni tydzień.
Noah to mój kuzyn, a dokładnie syn brata mojego taty, jakby to głupio nie brzmiało. Noah to mój najlepszy przyjaciel. Niestety, mieszka w Iowa City, czyli rodzinnym mieście taty, a to jakieś trzydzieści godzin jazdy od Huntington Beach. Widujemy się w wakacje lub ferie. Ja wolę jeździć do niego w zimę, on kocha przyjeżdżać w czasie wakacji. Spędzamy wtedy razem każdą minutę – oprócz chodzenia do kibelka – i naprawdę świetnie się bawimy. Widzę w nim swojego tatę. Zarówno on jak i wujek Max są do siebie bardzo podobni. Nie tylko fizycznie. Mają podobne gusta, powiedzenia, styl życia i tembr głosu. Noah też ma kapelę, jest wokalistą. Dlatego jestem pewna, że doskonale mnie rozumie.
- Nie przejmuj się mamą mała, pokrzyczy trochę i da sobie spokój – pociesza mnie – odsiedź grzecznie szlaban albo chociaż tak, żeby się nie zorientowała – dodaje śmiejąc się – Swoją drogą, zawsze wiedziałem, że siedzi w tobie mała diablica. Chciałbym poznać gościa przez którego tak szalejesz.
- Też chciałabym, żebyś poznał Syna, Jasmine i chłopaków. Na pewno by cię polubili.
- Wpadnij z nimi w ferie. Wiesz, że mamy mnóstwo miejsca w domu, damy radę.
- Izabella prędzej pójdzie pieszo do Iowa niż się na to zgodzi – załamuję ręce.
- Ciocia nie musi o niczym wiedzieć – mój Noah, wiedziałam, że poprawi mi humor – Muszę biec na próbę, a ty niczym się nie przejmuj. I nie odpuszczaj Synystera Gatesa. To na pewno dobry chłopak.
- „Dobry” to chyba nie najlepsze określenie na charakter tego pierona – uśmiecham się mimowolnie – Dzięki braciszku.
- Nie ma sprawy. Pozdrów ciocie i odzywaj się częściej! – mówi i rozłącza się.
Tymczasem słyszę, że na parterze zrobiło się jakieś zamieszanie. Pewnie przyszedł ten chłopak, Haner. Szybko zakładam spodenki i biegnę na dół, żeby zobaczyć, kim on jest i czy go znam, ale kiedy docieram na parter, mama właśnie zamyka drzwi do biura. Cholera. No nic, trzeba będzie zastosować stary, sprawdzony sposób. Staję blisko wejścia i nastawiam ucho. Mama wymienia wszystkie przewinienia chłopaka, prawi morały o tym, co mogło go spotkać, mówi jak będzie wyglądała ich współpraca i ustala termin spotkania z jego rodzicami, a później z nim. Mają się widywać regularnie. Prosi go, żeby nic już nie wywinął, bo wtedy sprawa znów trafi do sądu. Do tej pory Haner nie odezwał się nawet słowem. Mama pyta go czemu jest taki zdenerwowany i czy przynieść mu coś do picia. „Taa, strasznie tu duszno”- odpowiada. Skąd znam ten głos. Pewnie ten chłopak chodzi do mojej szkoły. O kurde, muszę stąd szybko uciekać, zanim… no i masz.
- Podsłuchujesz? – mama mówi do moich pleców.
- To, że jestem na schodach nie znaczy, że podsłuchiwałam – przeczę – Byłam… nalać sobie wody. Nie dość, że więzisz mnie na piętrze, to chcesz jeszcze odciąć mnie od wody pitnej?
- Przestań się wygłupiać – dostrzegam na jej twarzy cień uśmiechu – na górę młoda!
Wdrażam plan B. Sadowię się na parapecie w moim pokoju i czekam. Są jednak jakieś zalety umiejscowienia okna od frontu. Nie minęło pół godziny, kiedy usłyszałam, że wychodzi. Wytężam wzrok i dostrzegam go na chodniku. Jest wysoki i ubrany w ciemne ubrania, ale nic więcej nie mogę zobaczyć, bo stoi tyłem i ma zarzucony kaptur. Nagle w charakterystyczny sposób szuka czegoś po kieszeniach. Wyjmuje paczkę papierosów i rozgląda się niepewnie. Szok! Spadam z parapetu, kiedy wreszcie dostrzegam jego twarz. Brian Haner, który ma masę problemów, jest – według mojej matki – młodocianym bandytą, sprawcą rozbojów, kradzieży i czegoś, o czym mama nie mogła mi nawet powiedzieć, to on? To mój Synyster Gates? O co w tym wszystkim chodzi? To dla mnie zbyt wiele. W mojej głowie pojawia się milion pytań. Czemu mi nie powiedział? Dlaczego ukrywał swoje imię i nazwisko i czy robił to z jakiegoś powodu? Dlaczego pojawił się w moim życiu właśnie teraz? Czy w tym wszystkim chodzi o coś więcej? Nie wiem. Nic już nie wiem.
***
Kiedy wróciłem do domu, od razu zamknąłem się w swoim pokoju
i zacząłem grać. To wyraźny sygnał dla moich domowników, że nie mogą mi
teraz przeszkadzać. Oczywiście, zrobiłem to celowo. Wiedziałem, że będą chcieli
gadać o tym, ja było, co mi powiedziała, co będzie dalej, czy zachowywałem się porządnie.
Nie chce mi się o tym mówić. Nie potrzebuję kuratora tak samo, jak psychologa. Wiem,
że mógłbym to olać po pierwszym spotkaniu, ale co mi to da? Jeśli ja nie będę
się stawiał, to zacznie przychodzić do mojego domu. Cieszę się, że przynajmniej
nie spotkałem się z Blancą, chociaż prawdę mówiąc nie wiem, jak długo będę mógł
ją okłamywać i ciągnąć całą tą sytuację. Powinienem zniknąć. Przestać się z nią
spotykać. Nie chcę już jej wykorzystywać, a na love story też nie specjalnie
mam ochotę. Jednak to, co powinienem zrobić jest teraz nieważne. Wszystko jest
nieistotne, kiedy zaczynam błądzić myślami wokół jej osoby. W co ja się
wpakowałem? To miała być prosta sytuacja. Zjawiam się, mieszam jej w głowie i
wykorzystuję aż się nie zorientuje i nie da mi w pysk. Wszystko to, żeby popsuć
trochę krwi pani kurator. Spieprzyłem nawet to. Nie potrafię tak dłużej, nie
umiem też przestać o niej myśleć. I jeszcze ten zasrany telefon!
- Czego? – reaguję na połączenia od nieznanego numeru.
- Cześć – słyszę chrypliwy, słodki głos po drugiej stronie. To ona.
- Sorry, nie miałem twojego numeru. Co tam? Jak poszło w domu?
- Szlaban i uziemienie – wzdycha.
- Nie ma tragedii. Jeżeli nie przywiązała cię do ramy łóżka, to damy sobie radę. W sumie nawet jakby to zrobiła, to coś byśmy wymyślili i nawet nie musiałbym cię uwalniać – wymyka mi się. Słyszę, że zaczyna się śmiać, jednak bardzo nieśmiało.
- Spotkasz się ze mną? – myślałem, że zareaguje na seksualny podtekst. Chyba nie jest w humorze.
- Jasne. A jak się wyrwiesz z domu?
- Poradzę sobie. O północy w parku? – pyta. Odważnie.
- Może lepiej przyjdziesz do mnie? O tej godzinie na dworze jest przeraźliwie zimno. Po co marznąć.
- Wolałabym w parku – nieco trzęsie jej się głos.
- Ok, jak chcesz. To do zobaczenia mała.
Dziwne. A myślałem, że moi kumple są nieźle popieprzeni. W porównaniu do małej Grey, są nawet normalni.
- Czego? – reaguję na połączenia od nieznanego numeru.
- Cześć – słyszę chrypliwy, słodki głos po drugiej stronie. To ona.
- Sorry, nie miałem twojego numeru. Co tam? Jak poszło w domu?
- Szlaban i uziemienie – wzdycha.
- Nie ma tragedii. Jeżeli nie przywiązała cię do ramy łóżka, to damy sobie radę. W sumie nawet jakby to zrobiła, to coś byśmy wymyślili i nawet nie musiałbym cię uwalniać – wymyka mi się. Słyszę, że zaczyna się śmiać, jednak bardzo nieśmiało.
- Spotkasz się ze mną? – myślałem, że zareaguje na seksualny podtekst. Chyba nie jest w humorze.
- Jasne. A jak się wyrwiesz z domu?
- Poradzę sobie. O północy w parku? – pyta. Odważnie.
- Może lepiej przyjdziesz do mnie? O tej godzinie na dworze jest przeraźliwie zimno. Po co marznąć.
- Wolałabym w parku – nieco trzęsie jej się głos.
- Ok, jak chcesz. To do zobaczenia mała.
Dziwne. A myślałem, że moi kumple są nieźle popieprzeni. W porównaniu do małej Grey, są nawet normalni.
***
Za piętnaście dwunasta. Oddycham nerwowo. Zakładam czarne,
wąskie spodnie, ciepły sweter i wiążę glany – na dole nie będę mieć wiele
czasu. Drzwi nieco skrzypią, więc uchyliłam je wcześniej, żeby nie obudzić
mamy. Schodzę po co drugim schodku, ściągam kurtkę z wieszaka i sekundę później
jestem już na dworze. Faktycznie jest strasznie zimno. Zapinam się pod samą
szyję i biegnę na pożarcie lwa.
***
Gnałem tu jak głupi. Jasna cholera, ale zimno. Mogliśmy iść
do mnie, na pewno bym ją rozgrzał. Aż mam ciarki na myśl o jej zgrabnym tyłku. Wyczuwam
jej obecność z daleka. Zbliża się do mnie pewnym krokiem, jednak nie uśmiecha
się jak zwykle.
- Cześć – mówi i staje bardzo blisko mnie. Jest taka niewinna.
- Hej – przytulam ją i całuję w czubek głowy. Strasznie się trzęsie.
- Brian… - zaczyna, a ja doznaję szoku. Czy ona powiedziała „Brian”? Ale… - W tym wszystkim jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi - dodaje.
- Skąd wiesz? – pytam, chociaż domyślam się, że na pewno widziała mnie dzisiaj.
- Byłeś dziś u mnie w domu, moja mama jest twoim kuratorem. Wiesz, to wszystko zaczęło mi się układać w pewną całość. Nie chcę, żeby to była prawda – odsuwa się ode mnie na długość ramion.
- Nie rozumiem – kłamię jak zawodowiec.
- Odkąd cię poznałam, oprócz naprawdę cudownych momentów, spotyka mnie tyle problemów… kradzieże, wagary, libacje. Zmieniłam się, a przecież właśnie tego chciałeś. Kłócę się z mamą, ona w ogóle nie chce ze mną gadać. Zwiodłam ją. Przyszło mi do głowy coś głupiego… zrobiłeś to specjalnie? To znaczy… musisz mi powiedzieć, czy wiedziałeś, że moja mama jest twoim kuratorem? To bardzo ważne.
Kurcze, bystra jest. Powinienem teraz powiedzieć jej prawdę, dostać w pysk i wrócić do domu. Powinienem dać jej spokój i tak to zostawić. Ale…
- Nie wiedziałem – mówię mimowolnie. Kłamię jak z nut. Dlaczego? Bo nie chcę, żeby odeszła.
- Czyli to wszystko jest szczere? – pyta, a ja już nie mam siły odpowiadać.
Przyciągam ją do siebie, tak blisko, abyśmy jakoś mogli oddychać. Chyba mamy dziś pełnie, bo chociaż jest środek nocy, widzę ją wyraźnie. Ma zarumienione policzki, a usta sine od zimna. Kolor jej oczu w tym świetle jest jeszcze bardziej wyrazisty. Odgarniam do tyłu jej włosy. Jedną ręką błądzę po nich, drugą obrysowuję jej usta. Blanca niecierpliwie chwyta zimne powietrze. Składam delikatne pocałunki na jej policzkach, powiekach, wargach. Niespodziewanie przygryza moją. Mocno chwytam ją za biodra, a ona oplata ramiona wokół mojej szyi. Całuję ją do utraty tchu. Nabieramy powietrza i znów się całujemy. I znów. Chcę ją mieć. Być jej. Namieszałem jak skończony idiota. Mógłbym, a teraz? Teraz też mogę. Bo jestem Synyster Fucking Gates i mogę wszystko!
- Zjeżdżać mi stąd gówniarze! – dochodzi do mnie głos menela, który zbiera tu butelki. Wybuchamy śmiechem. Blanca chwyta mnie za rękę, a ja całkowicie się temu poddaję.
- Cześć – mówi i staje bardzo blisko mnie. Jest taka niewinna.
- Hej – przytulam ją i całuję w czubek głowy. Strasznie się trzęsie.
- Brian… - zaczyna, a ja doznaję szoku. Czy ona powiedziała „Brian”? Ale… - W tym wszystkim jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi - dodaje.
- Skąd wiesz? – pytam, chociaż domyślam się, że na pewno widziała mnie dzisiaj.
- Byłeś dziś u mnie w domu, moja mama jest twoim kuratorem. Wiesz, to wszystko zaczęło mi się układać w pewną całość. Nie chcę, żeby to była prawda – odsuwa się ode mnie na długość ramion.
- Nie rozumiem – kłamię jak zawodowiec.
- Odkąd cię poznałam, oprócz naprawdę cudownych momentów, spotyka mnie tyle problemów… kradzieże, wagary, libacje. Zmieniłam się, a przecież właśnie tego chciałeś. Kłócę się z mamą, ona w ogóle nie chce ze mną gadać. Zwiodłam ją. Przyszło mi do głowy coś głupiego… zrobiłeś to specjalnie? To znaczy… musisz mi powiedzieć, czy wiedziałeś, że moja mama jest twoim kuratorem? To bardzo ważne.
Kurcze, bystra jest. Powinienem teraz powiedzieć jej prawdę, dostać w pysk i wrócić do domu. Powinienem dać jej spokój i tak to zostawić. Ale…
- Nie wiedziałem – mówię mimowolnie. Kłamię jak z nut. Dlaczego? Bo nie chcę, żeby odeszła.
- Czyli to wszystko jest szczere? – pyta, a ja już nie mam siły odpowiadać.
Przyciągam ją do siebie, tak blisko, abyśmy jakoś mogli oddychać. Chyba mamy dziś pełnie, bo chociaż jest środek nocy, widzę ją wyraźnie. Ma zarumienione policzki, a usta sine od zimna. Kolor jej oczu w tym świetle jest jeszcze bardziej wyrazisty. Odgarniam do tyłu jej włosy. Jedną ręką błądzę po nich, drugą obrysowuję jej usta. Blanca niecierpliwie chwyta zimne powietrze. Składam delikatne pocałunki na jej policzkach, powiekach, wargach. Niespodziewanie przygryza moją. Mocno chwytam ją za biodra, a ona oplata ramiona wokół mojej szyi. Całuję ją do utraty tchu. Nabieramy powietrza i znów się całujemy. I znów. Chcę ją mieć. Być jej. Namieszałem jak skończony idiota. Mógłbym, a teraz? Teraz też mogę. Bo jestem Synyster Fucking Gates i mogę wszystko!
- Zjeżdżać mi stąd gówniarze! – dochodzi do mnie głos menela, który zbiera tu butelki. Wybuchamy śmiechem. Blanca chwyta mnie za rękę, a ja całkowicie się temu poddaję.
Jak na razie nie wiem co mam napisać. Przeczytałam dzisiaj wszystkie Twoje odcinki, ogromnie mi się podoba, no i co? Gratuluję 10!! :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next, w którym mój komentarz będzie na pewno nieco bardziej ambitny :D
Buziaki, Dorota
A więc witam Doroto i cieszę się, że jesteś ;)
UsuńOOoooooooo!
OdpowiedzUsuńtak szybko się dowiedziała, a zły on skłamał! Bosh, coś czuję, że w tej historii nie będzie happy endu. jaram się bardzo i niecierpliwie czekam na kolejny odcinek!
with love,
z.
<3
Ona naprawdę nie domyśliła się, że Syn Gates to Brian Haner? Znaczy dzieciak, którym zajmie się jej matka? Nie wierzę. Kurde no. Jej matka jakoś tak mnie irytuje. Znam kilku kuratorów, ale nie są aż takimi sztywniakami. O jej matka taka mi się wydaje. Brian nie powinien jej okłamywać, serio. Przecież jak za bardzo w zabrnie to koniec. Prędzej czy później się to wyda. I nie powinna palić. Jedyna kobieta, która dobrze wyglądała z papierosem do Coco Chanel, a poza tym fajki śmierdzą. Fuj! Niech rzuci to jaranie i znajdzie sobie inne hobby. Proponuję usta Briana. Albo eksplorowanie innych części jego ciała. I oczywiście proszę o szczegółowy opis tych chwil.
OdpowiedzUsuńLovee, Sillie, obecna od początku :)
Melduję się. Czytałam od razu, ale byłam nieprzytomna żeby sklecić sensowny komentarz. Ty wiesz, że ja zawsze czekam na Twoje pisanie. Od samego początku, odkąd tylko przeczytałam Twoje pierwsze opowiadanie.
OdpowiedzUsuńBlanca nie będzie miała łatwo z Izabelą. Coś czuję, że na tym froncie będą zgrzyty i to duże.
Brian brnie w kłamstwo, ale dokąd go to zaprowadzi? Czy wyzna jej prawdę? O sobie? O Joan? O tym, że coś zaczyna do niej czuć? Czas pokaże, a znając Ciebie wiem, że emocji nie zabraknie. Kocham <3
Joan :)
cześć kociak, odcinek, jak zwykle, genialny!
OdpowiedzUsuńKac morderca nie ma serca? Izabela powinna zrozumieć wszystko pomimo tego, że pracę ma jaką ma. Też była młoda, no lol. Jak Blanca będzie szczersza i bardziej otwarta na swoją matkę powinno być lżej, ale i ona musi się przyzwyczaić, że jej córka to już nie mała dziewczynka.
Brian.. do cholery! Nie kłam jej dalej, bo będzie gorzej, ona ci ufa!
czekam na odcinek, i do jutra, chyba.. xd
lof. Ola
Oh, uwielbiam nowy odcinek! Szczerze mówiąc dobija mnie czekanie na kolejne, zawsze muszę przeczytać poprzedni jeszcze raz, aby przypomnieć sobie o czym był. Mimo tego czekam z utęsknieniem na kolejny i mamy cichą nadzieje, że będą pojawiać się częściej :)
OdpowiedzUsuń